Na tym świecie jest pełno rzeczy niepojętych, tajemniczych i...mrocznych.
Są okoliczności, wydarzenia oraz osoby, których nie można zrozumieć.
Życie jest trudne i nikomu nie daję taryfy ulgowej.
Wszyscy mamy problemy większe i mniejsze.
Problemy, z którymi możemy poradzić sobie tylko sami, z dala od wścibskich oczu innych.
Istnieją też tajemnice, które skrywamy na dnie duszy w obawie przed ich ujawnieniem.
Każdy je ma.
W tym i ja.
Ale gdzie moje maniery. Jeszcze się nie przedstawiłam.
Nazywam się Mari Nakane. Mam piętnaście lat, duszę wojowniczki i przeszłość, której nikomu nie życzę.
W wieku sześciu lat straciła rodziców. Od tamtej pory radzę sobie sama.
Co się ze mną działo do dzisiaj?
To już moja sprawa.
Dziś mieszkam sama,bo według sądu jestem wystarczająco dojrzała by uchodzić za osobę pełnoletnią, uczę się i choć dopiero od niedawna mieszkam w Gotham, to pracuję jako asystentka Jamesa Gordona w policji.
W skrócie radzę sobie jak się da.
Ale czy nie mówiłam o tajemnicach?
Mam ich sporo. Począwszy od przeszłości skończywszy na teraźniejszości.
Ukrywam swoje prawdziwe ja, gram przed innymi i bardzo często ich okłamuje.
Jestem w tym chyba już ekspertką.
Mam też, a raczej miałam swoje drugie wcielenie o imieniu Sayuri.
Nie powiem wam czym się zajmowałam. Według jednych byłam bohaterką, zdaniem innych kryminalistką.
To już z resztą i tak nieważne.
Zostawmy przeszłość i przenieśmy się do czasów obecnych bo to właśnie od "teraz" zaczyna się ta historia.
**&**
W wieku sześciu lat straciła rodziców. Od tamtej pory radzę sobie sama.
Co się ze mną działo do dzisiaj?
To już moja sprawa.
Dziś mieszkam sama,bo według sądu jestem wystarczająco dojrzała by uchodzić za osobę pełnoletnią, uczę się i choć dopiero od niedawna mieszkam w Gotham, to pracuję jako asystentka Jamesa Gordona w policji.
W skrócie radzę sobie jak się da.
Ale czy nie mówiłam o tajemnicach?
Mam ich sporo. Począwszy od przeszłości skończywszy na teraźniejszości.
Ukrywam swoje prawdziwe ja, gram przed innymi i bardzo często ich okłamuje.
Jestem w tym chyba już ekspertką.
Mam też, a raczej miałam swoje drugie wcielenie o imieniu Sayuri.
Nie powiem wam czym się zajmowałam. Według jednych byłam bohaterką, zdaniem innych kryminalistką.
To już z resztą i tak nieważne.
Zostawmy przeszłość i przenieśmy się do czasów obecnych bo to właśnie od "teraz" zaczyna się ta historia.
**&**
"Co ci mówi sumienie? Powinieneś stać się tym, kim jesteś. "-Fryderyk Nietzsche
Włożyłam ostatnie akta do odpowiedniej pułki i westchnęłam. Komisarz James Gordon kiedyś przyjaźnił się z moimi rodzicami kiedy jeszcze żyli, więc nie zdziwiłam się kiedy powiedział mi, że jeśli szukam pracy to śmiało mogę wstąpić w szeregi policji. Nawet się ucieszyłam. Tyle, że myślałam, że będę jeździła na jakieś akcje, a nie robić w papierkowej robocie.
Gordon-Jak ci idzie?- usłyszałam za sobą. Odwróciłam się do mężczyzny i uśmiechnęłam.
Mari-Już skończyłam. -odpowiedziałam siadając przy swoim biurku. Jedyny przywilej z bycia asystentką komisarza.- Jest pan pewny, że jestem asystentką komisarza, a nie sekretarką?- na to pytanie się uśmiechnął.
Gordon-Z całą pewnością. Do puki nie zrobisz licencji nie masz co marzyć o pracy w terenie. Z resztą już ci mówiłem byś nie zwracała się do mnie na Pan.
Mari- Ciągle zapominam. -odpowiedziałam wstając i zakładając swoją kurtkę.- 21:00. Koniec mojej zmiany. W razie czego jestem pod telefonem.
Gordon-Dobrze. Uważaj w drodze powrotnej.- powiedział, a raczej powtórzył się. Od kąt przeprowadziłam się do Gotham zachowuje się tak jakbym była dzieckiem.
Mari-Jak zawsze. Do jutra.- mówiąc to wyszłam z komisariatu i zaczęłam iść w kierunku domu. Mam do niego niezły kawałek, więc zazwyczaj jeżdżę motocyklem, ale wczoraj oddałam go do serwisu. Podsumowując do jutra jestem skazana na publiczne środki transportu i siłę własnych nóg. Zimny wiatr rozwiał moje włosy, a jedyne co przerywało ciszę to stukanie moich butów. Mimowolnie zatrzymałam się i rozglądnęłam po otoczeniu. Za cicho jak na Gotham i o wiele za spokojnie. Normalnie o tej porze widać dzieciaki włóczące się po mieście, bezdomnych lub jakiś nędznych chuliganów, którzy myślą, że mają w kieszeni cały świat. Nie mówiąc też o bandytach i członkach gangów, z którymi normalny człowiek nie chciałby się znaleźć w ciemnym zaułku sam na sam. Zacisnęłam pięści i na chwilę zamknęłam oczy.
Mari-To już mnie nie dotyczy.-szepnęłam rozluźniając się i idąc dalej, choć jakiś głosik w mojej głowie wręcz panicznie nawoływał, że gdzieś w okolicy coś się dzieję, a ja powinnam tam być. Mimo wszystko zignorowałam to nie zatrzymując się nawet na chwilę. Dobrze wiem, że jeśli sprawdzę co się dzieję, nie będę mogła przejść obok, a właśnie tego chce. Obojętnie to zignorować. W końcu w Gotham co chwila wybuchają jakieś afery, a ja nie zamierzam być jego zbawicielką. Głównie dlatego, że zamierzałam i wciąż zamierzam skończyć wszystko co ma powiązania z Sayuri. No ale to zawsze było ode mnie silniejsze i pewnie tylko dlatego należę do policji Gotham. Dreszczyk emocji, którego nie da się w całości porzucić.Gwałtowny powiew wiatru przerwał moje rozmyślania. To na pewno nie jest zwyczajny podmuch. Jest w nim coś co sprawia, że wiem, że to w tamtym kierunku dzieje się coś przy czym powinnam być. Nosz cholera. Czy nie mogę sobie pożyć jak inni? Przechodzić obojętnie wobec przemocy, nie interesować się cudzymi problemami i różnymi napadami i wszystkim co z tym związane. Czy ja zawsze muszę zgrywać nie poprawną wojowniczkę bo w końcu do bohaterki mi daleko?Chyba tak, skoro zaczęłam iść w kierunku z którego wiał wiatr. Tylko zobaczę co się dzieję i idę do domu. Może to po prostu moja wyobraźnia?
Don- Ładujesz się w kłopoty.-powiedział z uśmiechem oparty o ścianę jakiegoś budynku, po czym się od niego odepchnął i spojrzał na mnie, jednak nie zatrzymałam się. -Zamierzasz mnie ignorować?-tym razem pojawił się przy lampie, lecz już po chwili stanął na przeciwko mnie. Jego uwagi są wkurzające.
Mari-Nie zamierzam gadać z własną halucynacją.-mówiąc przeszłam przez niego. Don jest moją halucynacją gdzieś od... od kąt pamiętam. Czyli od kąt obudziłam się w szpitalu po wypadku. Najpierw myślałam, że to po prostu chłopiec z sąsiedniego łóżka, który potrafi mnie zrozumieć, lecz po jakimś czasie zdałam sobie, że tylko ja go widzę i wszystko stało się jasne. Jedna pieprzona psychoterapeutka mi to skutecznie wytłumaczyła. Potrząsnęłam głową odrzucając wspomnienia.
Don- Czyżbym coś przegapił? Wydawało mi się, że miałaś porzucić Sayuri, a ty idziesz władować się w kłopoty. Chyba jedno z nas ma problemy z pamięcią.- nie chce mi się komentować tej wypowiedzi, jednak nie mogę go ignorować. Choć kłótnia z własną podświadomością jest bezsensowna.
Mari- Fałszywy alarm.
Don-Myślisz, że mnie oszukasz?-mówił idąc obok mnie.
Mari-Wynoś się. Nie mam ochoty z tobą gadać.- powiedziałam przyśpieszając. Jak widać tym razem się posłuchał bo nigdzie go nie ma. Odetchnęłam z ulgą i wróciłam do normalnego marszu. Szłam tak do momentu kiedy usłyszałam wystrzał. Zatrzymałam się zaciskając pięści, po czym zaczęłam biec. Przebiegłam przez szczelinę pomiędzy dwoma budynkami zatrzymując się przy krawężnika. Przecież obserwacja to nic złego.Drugi strzał skierował mnie w kierunku parku. Nawet nie wiem kiedy weszłam do środka. Teraz wszystkie drzewa wyglądają jak z horroru, jednak wcale mi to nie przeszkadza. W końcu są straszniejsze rzeczy. Z drugiej strony jakoś nie przychodzi mi ani jedna rzecz, której bym się bała. W końcu dobiegłam do źródła tych wystrzałów, a dokładniej do polany położonej w środku parku. Schowałam się za jednym z wiekowych drzew i obserwowałam scenkę, w której jakiś gangster ze spluwą celuję w trzyosobową rodzinę, a jego partner się temu przygląda z głupim uśmieszkiem. Obaj wyglądają na jakąś trzydziestkę. Rodzina składająca się z rodziców i syna wyglądają na przerażonych skuleni w jednym punkcie. Mężczyzna próbuje osłonić swoim ciałem najbliższych, lecz za wiele nie wskóra. Kolejny ślepy strzał, który przeleciał obok nich i wybuch śmiechu przestępców. Okej jakieś rabunki to jedno, ale czerpanie radości z czegoś takiego aż prosi się o uwagę. Założyłam kaptur od bluzy, który zakrył większość mojej twarzy, jednocześnie nie ograniczając mi pola widzenia i skórzane rękawiczki, które miałam w kieszeni. Wyszłam z ukrycia wolnym krokiem i bez jakiś oporów zatrzymałam parę metrów od mężczyzn, którzy teraz celowali we mnie.
Mari-Radzę wam schować te zabawki i tak wiele nimi nie wskóracie.
-Lepiej spadaj laluniu, bo ci się oberwie.-powiedział ten z bronią, na co drugi zwycięsko sie uśmiechnął.
-Z drugiej strony jeśli chcesz się zabawić ślicznotko to zdejmij kapturek i pokaż co umiesz.-powiedział ten drugi, na co ja spokojnie podeszłam.
Mari-Pokazać co umiem, co? Jeśli chcecie.-odpowiedziałam podchodząc po czym położyłam dłonie na krawędziach kaptura, lecz kiedy tylko znalazłam się wystarczająco blisko, zamiast zdejmować nakrycie złapałam za nadgarstek faceta ze spluwą, wykręcając go i wyrywając broń. Nim zdążył zareagować uderzyłam go w głowę rękojeścią spluwy, a następnie z prawego sierpowego, nokautując przeciwnika. Oczywiście ten drugi również postanowił zadziałaś, jednak z nim poszło jeszcze szybciej. Kopniak z półobrotu, uderzenie w brzuch, a następnie w tył głowy. Decydujące było uderzenie w kark, które go uśpiło. Ironia losu. Nawet przestępczość w Gotham schodzi na psy. Mój wzrok przeniósł się na rodzinkę, która to wszystko obserwowała. Nic nie mówiąc wyjęłam ze spluwy magazynek i po prostu go zmiażdżyłam zostawiając broń i ulatniając się z tamtego miejsca. Mam tylko nadzieję, że mnie nie rozpoznali. To było ostatni raz. Przynajmniej mam taką nadzieję.
Mari-To już mnie nie dotyczy.-szepnęłam rozluźniając się i idąc dalej, choć jakiś głosik w mojej głowie wręcz panicznie nawoływał, że gdzieś w okolicy coś się dzieję, a ja powinnam tam być. Mimo wszystko zignorowałam to nie zatrzymując się nawet na chwilę. Dobrze wiem, że jeśli sprawdzę co się dzieję, nie będę mogła przejść obok, a właśnie tego chce. Obojętnie to zignorować. W końcu w Gotham co chwila wybuchają jakieś afery, a ja nie zamierzam być jego zbawicielką. Głównie dlatego, że zamierzałam i wciąż zamierzam skończyć wszystko co ma powiązania z Sayuri. No ale to zawsze było ode mnie silniejsze i pewnie tylko dlatego należę do policji Gotham. Dreszczyk emocji, którego nie da się w całości porzucić.Gwałtowny powiew wiatru przerwał moje rozmyślania. To na pewno nie jest zwyczajny podmuch. Jest w nim coś co sprawia, że wiem, że to w tamtym kierunku dzieje się coś przy czym powinnam być. Nosz cholera. Czy nie mogę sobie pożyć jak inni? Przechodzić obojętnie wobec przemocy, nie interesować się cudzymi problemami i różnymi napadami i wszystkim co z tym związane. Czy ja zawsze muszę zgrywać nie poprawną wojowniczkę bo w końcu do bohaterki mi daleko?Chyba tak, skoro zaczęłam iść w kierunku z którego wiał wiatr. Tylko zobaczę co się dzieję i idę do domu. Może to po prostu moja wyobraźnia?
Don- Ładujesz się w kłopoty.-powiedział z uśmiechem oparty o ścianę jakiegoś budynku, po czym się od niego odepchnął i spojrzał na mnie, jednak nie zatrzymałam się. -Zamierzasz mnie ignorować?-tym razem pojawił się przy lampie, lecz już po chwili stanął na przeciwko mnie. Jego uwagi są wkurzające.
Mari-Nie zamierzam gadać z własną halucynacją.-mówiąc przeszłam przez niego. Don jest moją halucynacją gdzieś od... od kąt pamiętam. Czyli od kąt obudziłam się w szpitalu po wypadku. Najpierw myślałam, że to po prostu chłopiec z sąsiedniego łóżka, który potrafi mnie zrozumieć, lecz po jakimś czasie zdałam sobie, że tylko ja go widzę i wszystko stało się jasne. Jedna pieprzona psychoterapeutka mi to skutecznie wytłumaczyła. Potrząsnęłam głową odrzucając wspomnienia.
Don- Czyżbym coś przegapił? Wydawało mi się, że miałaś porzucić Sayuri, a ty idziesz władować się w kłopoty. Chyba jedno z nas ma problemy z pamięcią.- nie chce mi się komentować tej wypowiedzi, jednak nie mogę go ignorować. Choć kłótnia z własną podświadomością jest bezsensowna.
Mari- Fałszywy alarm.
Don-Myślisz, że mnie oszukasz?-mówił idąc obok mnie.
Mari-Wynoś się. Nie mam ochoty z tobą gadać.- powiedziałam przyśpieszając. Jak widać tym razem się posłuchał bo nigdzie go nie ma. Odetchnęłam z ulgą i wróciłam do normalnego marszu. Szłam tak do momentu kiedy usłyszałam wystrzał. Zatrzymałam się zaciskając pięści, po czym zaczęłam biec. Przebiegłam przez szczelinę pomiędzy dwoma budynkami zatrzymując się przy krawężnika. Przecież obserwacja to nic złego.Drugi strzał skierował mnie w kierunku parku. Nawet nie wiem kiedy weszłam do środka. Teraz wszystkie drzewa wyglądają jak z horroru, jednak wcale mi to nie przeszkadza. W końcu są straszniejsze rzeczy. Z drugiej strony jakoś nie przychodzi mi ani jedna rzecz, której bym się bała. W końcu dobiegłam do źródła tych wystrzałów, a dokładniej do polany położonej w środku parku. Schowałam się za jednym z wiekowych drzew i obserwowałam scenkę, w której jakiś gangster ze spluwą celuję w trzyosobową rodzinę, a jego partner się temu przygląda z głupim uśmieszkiem. Obaj wyglądają na jakąś trzydziestkę. Rodzina składająca się z rodziców i syna wyglądają na przerażonych skuleni w jednym punkcie. Mężczyzna próbuje osłonić swoim ciałem najbliższych, lecz za wiele nie wskóra. Kolejny ślepy strzał, który przeleciał obok nich i wybuch śmiechu przestępców. Okej jakieś rabunki to jedno, ale czerpanie radości z czegoś takiego aż prosi się o uwagę. Założyłam kaptur od bluzy, który zakrył większość mojej twarzy, jednocześnie nie ograniczając mi pola widzenia i skórzane rękawiczki, które miałam w kieszeni. Wyszłam z ukrycia wolnym krokiem i bez jakiś oporów zatrzymałam parę metrów od mężczyzn, którzy teraz celowali we mnie.
Mari-Radzę wam schować te zabawki i tak wiele nimi nie wskóracie.
-Lepiej spadaj laluniu, bo ci się oberwie.-powiedział ten z bronią, na co drugi zwycięsko sie uśmiechnął.
-Z drugiej strony jeśli chcesz się zabawić ślicznotko to zdejmij kapturek i pokaż co umiesz.-powiedział ten drugi, na co ja spokojnie podeszłam.
Mari-Pokazać co umiem, co? Jeśli chcecie.-odpowiedziałam podchodząc po czym położyłam dłonie na krawędziach kaptura, lecz kiedy tylko znalazłam się wystarczająco blisko, zamiast zdejmować nakrycie złapałam za nadgarstek faceta ze spluwą, wykręcając go i wyrywając broń. Nim zdążył zareagować uderzyłam go w głowę rękojeścią spluwy, a następnie z prawego sierpowego, nokautując przeciwnika. Oczywiście ten drugi również postanowił zadziałaś, jednak z nim poszło jeszcze szybciej. Kopniak z półobrotu, uderzenie w brzuch, a następnie w tył głowy. Decydujące było uderzenie w kark, które go uśpiło. Ironia losu. Nawet przestępczość w Gotham schodzi na psy. Mój wzrok przeniósł się na rodzinkę, która to wszystko obserwowała. Nic nie mówiąc wyjęłam ze spluwy magazynek i po prostu go zmiażdżyłam zostawiając broń i ulatniając się z tamtego miejsca. Mam tylko nadzieję, że mnie nie rozpoznali. To było ostatni raz. Przynajmniej mam taką nadzieję.