"Najlepsze wspomnienia to te, których się nie pamięta."
~Autor nieznany
Ziewnęłam rozciągając się na tym cholernie niewygodnym krześle. Zaraz po oddaniu motoru, a raczej po podrzuceniu go na policyjny parking, trochę się powłóczyłam aż zobaczyłam szyld budynku Star Labs. Dopiero wtedy przypomniało mi się o specyfiku, który zgarnęłam z laboratorium w Arkham, a że nie miałam nic innego do roboty, to przyszłam tutaj. Na szczęście mój stary znajomy, do którego zadzwoniłam, ma kilka niezłych znajomości i pozwolono mi tu popracować. A nawet dostałam cały pokój wypełniony sprzętem do badań. Wzięłam do dłoni probówkę, do której przelałam jasnożółty specyfik. Troszkę go ubyło przez badania. Mimo to wciąż mało wiem. Znam skład, poza jednym szczegółem, którego ani ja, ani komputer nie umie rozpoznać. Poza tym kompletnie nie wiem do czego to ma służyć. Na pewno nie jest toksyczne i nie ma właściwości mutujących, nie wydziela szkodliwych oparów, nie jest środkiem halucynacyjnym, ani uzależniającym. Tyle, że skoro już wiem czym to nie jest to pytanie brzmi "Do czego ma służyć?". Tja. Chyba porwałam się motyką na księżyc. Spojrzałam na ekran komputera, na którym wciąż jest komunikat "ANALIZA W TOKU...". Może choć z tego coś wyjdzie. W końcu sprawdzenie jak ta substancja reaguje w kontakcie z krwią nie jest aż tak złym pomysłem. Spróbowałam sprawdzić to pod mikroskopem, jednak jedyne co zauważyłam to to, że specyfik najpierw zaczął łączyć się z komórkami krwi, a po paru sekundach wszystko wróciło do normy. Mam nadzieję, że komputer zauważy coś więcej i że ci ze Star nie wściekną się za to, że pożyczyłam trochę próbek krwi, które mają służyć naukowcom do eksperymentów. Z drugiej strony i tak nic bym sobie z tego nie zrobiła. Westchnęłam gdy myślami wróciłam do ostatniej kłótni z Batmanem. Chyba trochę przesadziłam. Tak odrobineczkę. Taką malutką, że nie widać. Można więc uznać, że nie przesadziłam i każde słowo jest uzasadnione. Tylko dlaczego wciąż się nad tym zastanawiam? Odchyliłam się do tyłu. Pogadam z nim i naprostuje sytuację, lecz niech nie liczy na przeprosiny. To jego wina! Gdyby się nie czepiał lub lepiej przeprowadził tą rozmowę nie musiałabym mu grozić. Gdyby się nie wtrącił do MOJEJ misji, w ogóle nie byłoby tematu. Tak więc to jego wina i to ON powinien mnie przeprosić. I właśnie tego będę się trzymać. Znów zerknęłam na ekran, który wciąż jest taki sam.
-No dalej.-jęknęłam mając nadzieję, że to ustrojstwo się nade mną zlituje. Rzuciłam okiem na komórkę, którą postawiłam na stoliku. Na wyświetlaczu jasno widać, że jest już grubo po czwartej rano, a ja nie zdążyłam przespać chociażby godzinki. W dodatku mam dziś sporo roboty na komisariacie. Westchnęłam chowając probówkę z substancją do kieszonki paska. Później wrócę i dokończę. Zerknęłam na stół, a dokładniej na szczątki strzykawki imitującej pistolet. Miałam nadzieję, że chociaż dowiem się kto ją wyprodukował, a przez to kto wyposażył w broń przestępców z Arkham, jednak na nic się to nie zdało. Tja. Niektórzy to mają pecha. Złożyłam to coś z powrotem i również schowałam do paska. To samo zrobiłam z wynikami, które wcześniej wydrukowałam. W domu jeszcze raz to na spokojnie przepatrzę i może coś wyciągnę. Już chciałam wyłączyć komputer gdy wyświetlił się komunikat ogłaszający, że analiza się skończyła. Spojrzałam na wyniki starając się rozczytać rozmazujące się literki. Chyba za długo siedzę przed ekranem. Wydrukowałam wyniki, schowałam je, po czym skasowałam wszystko z komputera. Jeszcze tego mi brakuje by jakiś ważniak to sprawdzał. Jeszcze raz spojrzałam czy czegoś nie zapomniał i gdy upewniłam się, że po mojej obecności nic nie zostanie wyszłam przez okno, a następnie wskoczyłam na najbliższy dach. Na niebie rozbłysły już pierwsze promienie słońca, które zapowiadają nowy dzień, pełen wyzwań i bólu. Ciekawe kto będzie miał dziś szczęście spełnić marzenia, a kto przegra całe życie przez jeden błąd. Czasem myślę, że cały świat to jedna, wielka plansza do gry, a ludzie to jedynie pionki popychane przez los. Tak na prawdę nigdy nie ma się pewności kiedy po raz ostatni ogląda się wschód słońca. Westchnęłam. Jestem za bardzo zmęczona na myślenie o egzystencji. Wolnym krokiem zaczęłam iść w kierunku domu. Nie mam się po co śpieszyć. Tak wczesnym rankiem wszyscy śpią. Nawet przestępcy. I właśnie dlatego lubię poranki. Opustoszałe ulicę i ta wszechogarniająca cisza zakłócana jedynie przez ptaki sprawia, że wszystkie uroki tego miasta w końcu stają się widoczne. Przynajmniej z dachu. Na ulicach pewnie wciąż jest bajzel, którego nikt nie raczy posprzątać. No bo po co? To i tak nic nie da. Działalność Batmana, który walczy z kryminalistami i Wayne'a, który stara się rozwinąć miasto. Nie ważne co ten facet zrobi i tak za każdym razem jest gorzej. Zamknie wariatów w Arkham to uciekną, sfinansuje budowę biblioteki to ktoś ją wysadzi. Uśmiechnęłam się ironicznie. Wychodzi mi, że pracuje dla faceta, który jest zupełnie bezskuteczny.Odepchnęłam od siebie te myśli przyśpieszając i skupiając się na jednym słowie-"sen".
***********
-Spać.-mruknęłam półprzytomnym głosem. I pewnie zasnęłabym jak leże gdyby nie rozbrzmiał dźwięk telefonu.Zamiast odebrać spojrzałam na niego tępym wzrokiem. Mimo, że szafka, na której leży, jest na wyciągnięcie ręki, to jestem zbyt zmęczona by odebrać. Kto normalny dzwoni tak wcześnie?! Zamiast cokolwiek robić czekałam aż połączenie się zerwie. Potem oddzwonię. Nie wiem nawet ile czasu minęło gdy w końcu te wkurzające dźwięki ucichły. Odetchnęłam z ulgą zamykając oczy. Nie mam nawet ochoty by się przebrać w jakiś normalny strój. Prychnęłam z uśmiechem na myśl co by było gdyby ktoś zobaczył mnie w stroju Sayuri kiedy sobie śpię na łóżku w domu Mari Nakane. Tja miałabym wtedy przerąbane.
-Nie ma mnie!-krzyknęłam gdy kolejny raz odezwał się telefon wyrywając mnie ze snu, w który dopiero zapadłam. Przeklęłam pod nosem, zakrywając głowę poduszką by choć trochę ograniczyć dostęp tych wkurzających dźwięków od moich uszu. Tym razem wszystko ucichło o wiele szybciej. Wtuliłam się w łóżko. Kolejna osoba, która zadzwoni ma przejebane. Chwilę patrzyłam w stronę telefonu, lecz on wciąż milczał. Uśmiechnęłam się kładąc i zaczynając liczyć barany, które zastrzelę, jeśli się nie wyśpię. Już po paru sekundach zasypiałam czując jak mój umysł odpływa do zupełnie innego świata. I pewnie mogłabym pogrążyć się w zupełnym śnie gdyby nie ten przeklęty dźwięk.
-No kurwa!-wrzasnęłam wstając. Podniosłam urządzenie i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że to moja służbowa komórka. Spojrzałam na wyświetlacz jednak nie mogę skojarzyć czyj jest ten numer. Westchnęłam odbierając i przystawiając komórkę do ucha.
-Ty mała, wredna, podstępna manipulatorko, jak cię tylko dopadnę to obiecuję, że...-usłyszałam na przywitanie i dam sobie głowę uciąć, że rozpoznałam głos Nightwing'a. Nim jednak chłopak zdążył dokończyć, ktoś chyba wyrwał mu telefon.
-Cześć...-tym razem to Wally. Na chwilę przerwał jakby się zastanawiał.-Mari?-spytał. Lekko się zdziwiłam, jednak szybko przypomniałam sobie, że przecież Low powiedziała przy wszystkich jak tak naprawdę mam na imię.
-Tak. Czego chcecie?-spytałam przecierając oczy i starając się choć trochę oprzytomnieć.
-No więc przepraszam za niego i błagam nie rozłączaj się.-mówił dalej Mały Flash. Coś czuję, że nie będzie ciekawie.- Chodzi o to, że tak jakby jesteśmy zatrzymani na komisariacie w Central City na izbie wytrzeźwień i nie mamy jak się wyrwać, jeśli ktoś z dowodem nie wypełni papierów. No wiesz ten brak pełnoletności...-mówił niepewnym siebie głosem, a ja nie wiedziałam czy się śmiać z sytuacji czy wściekać za pobudkę.
-No i?-zapytałam nie wiedząc, po co mi to mówi.
-Tak więc nie za bardzo mamy do kogo zadzwonić, bo moi rodzice mnie zabiją, sama wiesz KTO też.-mówił z naciskiem na przedostatnie słowo. Pewnie chodzi mu o Batmana. Z resztą nie ważne.- I pomyśleliśmy, że może mogłabyś nam troszkę pomóc. Błagam wymyśl coś.-dokończył błagalnym tonem.
-Czemu nie zadzwonicie do Roy'a?-spytałam mając nadzieję, że będę mogła wrócić do spania.
-On jest dzisiaj na jakieś misji i wątpię by miał czas.-omal się nie roześmiałam. Znów usłyszałam po drugiej stronie szmer znaczący, że ktoś wyrwał West'owi telefon.
-Posłuchaj uważnie. Skoro ten pomysł z tym barem był twój to masz tu natychmiast przyjechać i to załatwić bo jak nie to...-oczywiście tym razem to znowu był Dick, jak widać jest na mnie wściekły. Ciekawe za co? Westchnęłam gdy tym razem również nie dokończył z tego samego powodu.
-Nie słuchaj go. Jest trochę przewrażliwiony-po tych słowach Wally'ego w tle dało się usłyszeć narzekania Grayson'a, które są trochę komiczne. - To jak przyjedziesz?-spytał z nadzieją. Westchnęłam patrząc na zegarek. 5:10. I tak już nie opłaca mi się zasnąć.
-Będę za pół godziny.-powiedziałam. Zaraz po tym jak West podał mi adres komisariatu wstałam i przebrałam się w jakiś czarny podkoszulek z lekkim dekoltem, dżinsy i trochę już zniszczone trampki. Do tego kurtka i jestem gotowa. W drodze na szybkiego związałam włosy w kucyk i kupiłam jakiś mocno energetyczny napój. Coś czuję, że dziś na jednym się nie skończy. Najszybciej będzie skorzystać z zet-tub, a potem z taksówki, a potem sama nie wiem z czego. Zobaczy się na miejscu. Cholera. Czy godzina snu to naprawdę, aż tak wiele?
**********
-Jesteśmy na miejscu paniusiu.-powiedział taksówkarz zatrzymując się przed komisariatem w Central City. Bez słowa zapłaciłam mu i wyszłam. Westchnęłam mając nadzieję, że to coś poważnego, bo inaczej wszystkim po kolei urwę łeb. Wchodząc do środka lekko zdziwiłam się na widok dużego zamieszania. O tak wczesnej porze, zazwyczaj wszyscy są w łóżka. Z resztą mniejsza z tym. Podeszłam do pierwszego lepszego biurka z nadzieją na jakieś informację.
-Dzień dobry. W czym mogę pomóc?-spytał jakiś starszy mężczyzna siedzący za biurkiem. Po mundurze łatwo się domyślić, że jest policjantem. Z resztą to chyba nic dziwnego zważywszy na miejsce.
-Dzień dobry. Ja przyszłam w sprawie moich znajomych, którzy zostali zatrzymani na izbie wytrzeźwień dzwonili i...-nim zdążyłam dokończyć mężczyzna zaczął się śmiać.
-Hej! Słyszeliście?! W końcu znalazł się ktoś od trójki herosów!-krzyknął na cały komisariat, na co w odpowiedzi dało się słyszeć śmiechy. Co do cholery oni zrobili, że już mają taką reputację?!
-Chyba nie do końca rozumiem to zamieszanie. Ja chce tylko ich odebrać. W ostateczności wpłacić kaucję.-powiedziałam lekko zirytowana. Pomyśleć, że mogłam sobie teraz spokojnie spać. Błagam niech tylko obędzie się bez formalności.
-Oczywiście poproszę tylko dowód tożsamości...-no i się zaczęło. Jak widać moje błagania spełzły na niczym. Jęknęłam zrezygnowana wyjmując dokumenty i podając funkcjonariuszowi. Kolejne pół godziny spędziłam na wykłócaniu się, że mimo iż mam piętnaście lat to wyrokiem sądu przysługują mi wszystkie prawa, które można zdobyć po osiemnastym roku życia. Ostatecznie mężczyzna sprawdził coś w komputerze(który dla niego chyba był czarną magią wnioskując po tym jak długo to robił), dał mi jakieś papiery do podpisania i kazał zapłacić za zniszczenia, bo jak się okazało ci kretyni stłukli jakąś szybę samochodu, zniszczyli lampę, udekorowali w wręcz dziecinny sposób posąg jakiegoś gostka i nikt nie chce wiedzieć co wyrzeźbili w drzewie. I to nawet nie koniec zniszczeń. Będą musieli się tłumaczyć. Westchnęłam i z ciężkim sercem za wszystko zapłaciłam myśląc tylko o tym, że Wayne będzie musiał mi zwrócić tą kasę i to bez gadania. Gdy wszystkie papierki zostały załatwione poszłam za mężczyzną w stronę cel. Najpierw szliśmy korytarzem, którego ściany tak jak reszty budynku były blado żółte z zielonymi akcentami. Mężczyzna co jakiś czas z trudem powstrzymywał śmiech. Czyżby ktoś rozpylił w tym komisariacie gaz rozweselający? Z resztą to mało ważne. Nie moja wina, że policjantem może zostać byle przymuł. W końcu doszliśmy do odpowiedniego skrzydła budynku. Funkcjonariusz się legitymował przy okienku, po czym mógł otworzyć drzwi, za którymi znajdowały się wyłącznie same cele.
-Dobra i tak nikogo poza nimi nie ma więc możesz iść sama. Kluczę leżą na biurku ja w tym czasie pójdę po ich rzeczy. Tylko bez numerów.-powiedział stanowczym głosem w miarę poważniejąc.
-Tak jest. -odpowiedziałam wchodząc. To trochę dziwne, że mogę od tak sama wejść otworzyć sobie cele i już. Z drugiej strony skoro nikogo nie ma, a oni jak widać zrobili coś głupiego, pewnie nikt nie bierze na poważnie możliwości że mogą być zagrożeniem. Szłam wolnym krokiem, rozglądając się za oznakami życia. Gdy w końcu doszłam do ostatniej celi, na ich widok stanęłam jak wryta.
-ANI SŁOWA...-powiedział wolno Dick akcentując każdą sylabę. Zamiast się odezwać po prostu wybuchłam śmiechem, jednak szybko zakryłam usta dłonią, starając się uciszyć. Dokładnie im się przyjrzałam. Wally, który wyglądał z nich wszystkich najnormalniej, stał w samych bokserkach w dodatku od pasa w górę miał pełno śladów po szmince i nawet nie chce wiedzieć kto je tam zostawił. Następnie moje spojrzenie przeniosło się na Conera, który o dziwo był ubrany w strój różowego królika, z kokardkami na "uszach". Znów z trudem powstrzymałam śmiech, zwłaszcza gdy mój wzrok spoczął na Graysonie. Brunet nie dość, że miał dość wyzywający makijaż na twarzy i jakąś różową spinkę z kwiatkiem we włosach to jeszcze ubrany był w czarną miniówę i to w dodatku o dwa numery za małą. Nie mówiąc już o szpilkach, które trzymał w dłoni.
-Przy..Przynajmniej mieliście udany wieczór...-powiedziałam po czym znowu się zaśmiałam. Za co zostałam spiorunowana morderczym wzrokiem przez Nightwing'a. Wally spojrzał na mnie z delikatnym uśmiechem, pełnym zażenowania, a Superboy odwrócił wzrok.
-Jak cię tylko dorwę... Powiedz chociaż, że masz klucz.- na te słowa cicho chichocząc podeszłam do celi z kluczem, który wcześniej wzięłam z biurka. Jednak zatrzymałam się chwilę przed otwarciem celi.
-Ale macie zdjęcia?-spytałam z zadziornym uśmiechem.
-Ja cię normalnie uduszę...-chciał coś dokończyć jednak przerwał mu Wally.
-Szczerze mówiąc nie wiem czy mamy jakieś zdjęcia bo... no bo...jakby to powiedzieć...-mamrotał próbując znaleźć odpowiednie słowa po czym ciężko westchnął-Nic nie pamiętamy okej?!-spytał już zdenerwowany, na co znów się roześmiałam.
-Kurwa, ja was tam wysłałam byście przeżyli imprezę życia, a nie byście się upili i to do takiego stopnia.-powiedziałam już się uspokajając.
-Wypuścisz nas w końcu?-tym razem pytanie zadał Coner, który chyba się już niecierpliwił moim zachowaniem.
-Jasne, o ile Dick obieca, że nic mi nie zrobi.-na te słowa spojrzeli po sobie i Richard już miał na mnie nawrzeszczeć gdy Mały Flash przywalił mu w głowę.
-Dobra,nic ci nie zrobię. Przynajmniej na razie.-wysyczał przez zęby z sztucznym uśmiechem, który z pewnością nie przyszedł mu łatwo. Wciąż ledwo powstrzymując śmiech otworzyłam cele i ich wypuściłam. Akurat w tym momencie przyszedł dobrze mi znany funkcjonariusz z jakimś kartonem.
-To wszystko co przy sobie mieli.-powiedział dając mi pudło. Przejrzałam je pośpiesznie. Telefony, jakieś karki i wizytówki, aparat, szminka, portfele i... czerwone stringi. Wyciągnęłam je i pokazałam chłopakom z pytaniem w oczach.
-Którego to?-spytałam znów powstrzymując śmiech gdy wszyscy się zaczerwienili. Schowałam przedmiot i poszłam za policjantem wraz z chłopakami, którzy szli tuż za moimi plecami zapewne marząc o możliwości by się przebrać. Potem znów formalności potwierdzające odbiór wszystkich rzeczy. Oczywiście nie obyło się bez śmiechów i gwizdów. Ja sama z trudem ograniczyłam się jedynie do uśmiechu.
-Byli przynajmniej grzeczni w areszcie?-spytałam funkcjonariusza głosem pełnym troski i rozbawienia, przy okazji podpisując kolejne dokumenty. Mężczyzna na to pytanie znów się roześmiał i to do łez.
-Robili tu niezłe widowisko. Raz wrzeszczeli, że są bohaterami i zaraz przyjdzie batman by ich wyciągnąć, a po chwili prosili jak pieski o wypuczenie, po czym zaczęli zachowywać się jakby byli na jakieś imprezie, do tego...-nim zdążył dokończyć Wally i Dick złapali mnie za ramiona i siłą zmusili do wyjścia.
-Chce stąd iść.-jęknął Wally. Oczywiście gdy wyszliśmy znów dało się słyszeć kpiny pod adresem chłopaków. No cóż. Zeszło nam się dość długo i dochodzi już siódma, co oznacza, że większość ludzi już jest w drodze do pracy czy szkoły, a przez to miasto zaczyna tętnić życiem.
-Nieopodal powinien być jakiś sklep.-mruknęłam starając się ignorować otoczenie i ironiczne uwagi nieznanych mi ludzi.
-Szybko.-mruknął Coner. Na ich szczęście sklep rzeczywiście był niedaleko i prawie nikogo w nim nie było. Chłopcy na szybkiego wzięli z półek jakieś ubrania i poszli do przebieralni, a ja podeszłam do lady, przeglądając jakieś kolczyki, które były tam wystawione i błagając by się pośpieszyli.
-Już.-powiedział Wally podchodząc do mnie. Ubrany teraz jest w dżinsy, żółty podkoszulek i jakieś trampki. Spojrzałam na starszą kobietę, która stoi za ladą.
-Dziś będzie bez pakowania. -powiedziałam z miłym uśmiechem, mając nadzieję na brak zbędnych pytań. Po chwili pojawili się również Coner ubrany w czarny podkoszulek, brązowe bojówki i czarne buty oraz Dick w niebieskiej bluzie na suwak, pod którą miał białą koszulkę i w dżinsach oraz czarnych adidasach. Kobieta spojrzała na nich dziwnie, zapewne nie rozumiejąc o co im chodzi. Nie zdziwię się jeśli myśli o nich jak o wariatach, którzy zbiegli z psychiatryka.
-Do tego jeszcze te kolczyki i dziękujemy.-powiedziałam dalej się uśmiechając i wskazując na kolczyki wyglądające jak małe różyczki z przezroczystymi kryształkami po środku. Sprzedawczyni pokiwała głową jakby wybudzona z myśli i podała mi kolczyki po czym podliczyła całość. Tym razem również ja zapłaciłam, bo jak uznał Dick jestem w pełni odpowiedzialna za to co się stało. Gdy już w końcu to załatwiliśmy, a chłopcy powyrzucali do kosza swoje wcześniejsze stroje, poszliśmy do okolicznego parku by spokojnie pogadać. Gdy już byłam na miejscu usiadłam na ławce i położyłam na kolanach pudełko z ich przedmiotami. Wyjęłam z niego portfele i oddałam je prawowitym posiadaczom.
-Serio nic nie pamiętacie?-spytałam by rozpocząć rozmowę.
-Zupełnie nic.-odpowiedział Wally.-Najgorsze jest to, że nie wiem gdzie zostawiliśmy samochód, a jak moi rodzice się o tym dowiedzą...-przerwał krzywiąc się jakby go piorun poraził.
-Samochód? Czy wy w ogóle macie prawko?-spytałam oddając im komórki, a sama wzięłam aparat i schowałam do kieszeni gdy akurat nie patrzyli. Przejrzę zdjęcie, skopiuję te ciekawsze, a potem oddam urządzenie. Tak wiec można uznać, że to tylko pożyczka.
-Nie i właśnie dlatego będą wściekli,. Więc misja na dzisiaj to dostarczyć samochód do domu zanim wieczorem wrócą z wycieczki.-powiedział Mały Flash pełen zapału.
-Pewnie został przed barem.-powiedział Coner zupełnie zrezygnowany. Pewnie on też najchętniej znalazł by się teraz we własnym łóżku.
-To wy sobie załatwiajcie swoje sprawy, a ja idę dalej.-mruknęłam wstając i pewnie bym odeszła gdyby Richard mnie nie złapał.
-O nie moja droga. Wpakowałaś nas w to? To teraz będziesz z nami szła na dno.-powiedział na co lekko się uśmiechnęłam.
-I widzisz o czym mówiłam? Zero zabawy. Przykro mi się robi gdy jesteś taki ponury. Gdzie się podział ten uśmiechnięty, dowcipny i optymistyczny Robin?-spytałam z kpiną i wielką dozą ironii.
-Spoważniał.-odpowiedział ponuro z wzrokiem, który zmroził mi krew w żyłach. Coś z pewnością jest nie tak... Ale to nie moja sprawa. Westchnęłam.
-Lepiej będzie jak znajdziemy taksówkę.-jak powiedziałam tak zrobiliśmy. Mieliśmy takiego farta, że nie musieliśmy zbyt długo czekać na samochód. Cała droga minęła nam w ciszy. Dopiero na widok szyldu klubu "Midnight Madness"* mimowolnie uśmiechnęłam się, zwłaszcza gdy Wally zaczął narzekać na to, że znów muszą tam wracać. Szczerze mówiąc nie wiem o co mu chodzi. Ten klub jest najlepszy jeśli chodzi o zabawę,atmosferę, muzykę czy drinki. Gdy taksówka się zatrzymała zapłaciłam i wyszliśmy kierując się do drzwi, które na szczęście wciąż są otwarte. Weszłam nie czekając na chłopaków i rozejrzał się po dość sporym lokalu. Ciemno czerwone ściany i czarne meble z pewnością w nocy w świetle lamp wygląda lepiej, ale nawet teraz wystrój przyciąga wzrok.Większą cześć zajmuję parkiet z miejscem dla DJ'a oraz mała scena. Poza tym jest też parę stolików z wygodnymi, skórzanymi fotelami. Są tu również małe scenki z rurą najpewniej przeznaczone dla striptizerek. Mój wzrok przeniósł się na korytarz, który zapewne prowadzi do łazienek i pomieszczeń udostępnionych jedynie pracownikom. Z boku przy ścianie są również schody prowadzące na wyższe piętro z sektorami dla Vip-ów i pokojami dla bogatszych klientów, którzy chcą zaszaleć na każdym polu. Z tego co pamiętam są tu gdzieś również schody prowadzące do piwnicy gdzie można zagrać w bilard, poker czy inne gry hazardowe. W skrócie każdy znajdzie w tym klubie coś dla siebie. Gdy reszta moich towarzyszy w końcu do mnie dotarła, bez słowa podeszłam do baru za którym stał barman, który wycierał jakąś szklankę.
-Kogo to moje oczy widzą?-powiedział z uśmiechem na mój widok. Dokładnie przyjrzałam się mężczyźnie, który wygląda na około dwadzieścia lat. Jest on wysokim i dobrze zbudowanym blondynem o piwnych oczach i naprawdę mocno urzekającym uśmiechu. Czarna koszulka z firmowym logo świetnie opina jego mięśnie, przez co nie dziwię się, że Kate przez ponad tydzień truła mi bym z nią tu przyszła.
-Cześć Trent. Jak tam biznes?-powiedziałam z uśmiechem na co mężczyzna odłożył szklankę i dokładnie mnie zlustrował.
-Tak jak zawsze. Nie ma na co narzekać. Podać ci coś słodziaku czy przyszłaś tu na coś więcej? Tym razem na koszt firmy.-mimowolnie spięłam się na dźwięk "coś więcej". Dopiero teraz przypomniało mi się o drobnym handlu narkotykami. O dziwo nikt się nie czepia.Rozluźniłam się z myślą, że chłopcy i tak się nie skapnęli o co chodzi.
-Coś mocno pobudzającego bo od rana ciągnę na energetykach i coś czuję, że zaraz mnie znów rozłoży. Zero alkoholu.-powiedziałam przyglądając się jak nalewa do szklanki jakieś płyny o bajecznych kolorach.
-Jak sobie życzysz księżniczko. A tak właściwie to co tamci tu robią?-spytał wskazując na chłopaków sama na nich spojrzałam. Cała trójka popatrzyła po sobie po czym podeszła z kwaśnymi minami.
-No właśnie...-mruknęłam szukając odpowiednich słów, po czym znów spojrzałam na blondyna z zadziornym uśmiechem-Tak mi ich wczoraj upiłeś, że nic nie pamiętają. W dodatku zapodział się gdzieś samochód i dobrze byłoby go znaleźć. Nie zostało ci może coś na parkingu?- mówiąc to starałam się brzmieć naturalnie i lekko jednak i tak dało się słyszeć drżenie spowodowane powstrzymywanym śmiechem. Trent jedynie się uśmiechnął z rozbawieniem.
-No tak już pamiętam. Samochodu nie mam, ale wiem po czym tak odlecieli. Wyobraź sobie, że wzięli po parę kolejek Piekielnego Nieba.-na nazwę drinku walnęłam się dłonią w czoło. Idioci. Westchnęłam biorąc do ręki podany przez Trenta napój i napiłam się łyka. Od razu wyczułam słodkawy smak. Co jak co, ale trzeba przyznać, że blondyn robi najlepsze drinki w okolicy.
-Coś nie tak?-spytał Wally widząc moje wcześniejsze zachowanie. Cicho śmiejąc się spojrzałam na nich.
-Piekielne Niebo to drink na bazie najczystszego alkoholu z paroma nie dość legalnymi dodatkami i mnóstwem barwników. Już po jednym ma się niezłe odloty, a co dopiero po paru. Dziw, że nie macie kaca. No ale dobra. Wiesz chociaż co robili?-spytałam barmana na co ten się roześmiał.
-No więc ten rudy zarywał do Roksany i Angeli. Nawet nieźle mu szło. -mówił po czym jego wzrok z Wally'ego przeniósł się na Superboy'a.-Brunet w czarnym wdał się w parę bójek na dolę, za co zresztą wylecieli. Zwłaszcza gdy uderzeniem rozwalił mi stół do bilarda i nawet nie che wiedzieć jak to zrobił, a zniszczenia doliczyłem do twojego ostatniego rachunku kotku. -mimowolnie się skrzywiłam. To prawda, że ostatnio poniosło mnie dość za bardzo i od tamtego momentu jestem zobowiązana do podsyłania klientów.
-A ten ostatni?-spytałam wskazując na Dick'a,
-Najlepszy z całej trójki. Wyobraź sobie, że tak się upił, że po krótkich namowach stałych klientek postanowił zrobić pokaz striptizu na rurze. -na te słowa musiałam zakryć dłonią usta, by się nie roześmiać. Mari skup się! Mimo to dało się usłyszeć śmiech Wally'ego i jakieś narzekania Grayson'a.
-Powiedz mi, że masz nagranie. Błagam.-powiedziałam patrząc błagalnie na blondyna.
-Wypalę ci płytkę. Z resztą muszę przyznać, że twój kumpel jest całkiem utalentowany. Parę dziewczyn pytało mnie o jego numer, A no właśnie.-powiedział jakby coś mu się przypomniało po czym spojrzał na Richarda.-Jakbyś szukał pracy, zawsze możesz tu wpaść.
-Podziękuję.-odpowiedział wciąż ponuro Nightwing.
-Jak tam chcesz. Oferta wciąż aktualna. Coś jeszcze?-tym razem pytanie skierował do mnie. Dopiłam ostatnie łyki napoju i oddałam mu szklankę.
-Wiesz może gdzie wylądowali po wyjściu?
-Rudy wrzeszczał coś o cheerleaderkach na stadionie. Chyba chodziło o okoliczne liceum. Ale ja bym uważał. Te dziewczyny to prawdziwe zołzy. -powiedział kończąc sprzątanie.
-Dzięki. Za niedługo wpadnę po płytkę to pogadamy.-powiedziałam po czym się pożegnaliśmy i wyszliśmy. Spojrzałam na zegarek. Jest już grubo po ósmej, wiec, jak twierdzi Mały Flash, powinny mieć teraz próbę. Westchnęłam przecierając oczy. Wciąż chce mi się spać, a z pewnością nie będę miała potem na to okazji.Jak widać i tak będę musiała wytrzymać. Mówi się trudno i żyję dalej. W końcu to nie pierwszy raz. Kątem oka spojrzałam na chłopaków. Wszyscy byli pogrążeni we własnych myślach. Trudno się dziwić. Też siedziałabym cicho gdybym odwaliła takie głupoty. Mimowolnie uśmiechnęłam się.
-O co chodzi z tymi cheerleaderkami?-spytałam by przerwać ciszę. Szczerze mówiąc nawet mnie to ciekawi. Cheerleaderki to raczej przesłodzone lalusie, które lamentują przy złamaniu paznokcia. Jakoś trudno wyobrazić sobie by były złe czy nawet zołzowate.
-Cheerleaderki z Central High to prawdziwe wiedźmy.Choć są strasznie seksowne. Takie miss czarnej magi i zło w anielskiej postaci.-odpowiedział Mały Flash patrząc przed siebie.
-Muszą być chyba naprawdę niezłe skoro postanowiliście o tak późnej porze do nich wpaść. Aż nie mogę doczekać się gdy powiedzą coście tam zmajstrowali.-powiedziałam przyśpieszając kroku.-A tak właściwie, kto normalny ćwiczy w tak późnych godzinach?-dopytałam gdy uświadomiłam sobie, że musieli je spotkać gdzieś po północy, a skoro teraz też mają trening to chyba muszą być niezłymi fanatyczkami.
-Z tego co wiem, wczoraj była impreza, a że za niedługo są jakieś zawody to mają podwójne treningi bez taryfy ulgowej.-powiedział Wally jakby dokładnie wiedział o co mi chodzi. Odetchnęłam. Jak to możliwe, że zajmuję się takimi głupotami? To wszystko zdaję się być idiotyczne. Dalsza droga minęła w ciszy. Tym razem nikt jej jednak nie przerywał. Dopiero po jakiś dziesięciu minutach doszliśmy do celu. Central High nie wyróżnia się niczym szczególnym. Duży budynek z szeregami okien, stadionem zboku i obszernym parkingiem kilkanaście metrów przed wejściem.
-Jest!-krzyknął Wally wskazując na samochód stojący na samym końcu parkingu.
-Nie mogliście zaparkować bliżej?-jęknęłam, jednak bez większych protestów poszłam za nimi. Poza autem Westa na terenie szkolnym znajduję się też parę innych wozów i to przeróżnych. Od różowego kabrioletu do ognisto czarnego dżipa przez czarnego mustanga. Udało mi się też dostrzec trzy skutery i jednego minibus'a. Czemu ludzie marnują swój czas by oglądać jak jakieś pomponiary robią salta? Ja na co dzień przeskakuję między dachami wysokich wieżowców i jakoś nie ma w tym nic nadzwyczajnego. To z resztą i tak nieważne. Gdy w końcu doszliśmy do tego wozy, Mały Flash zerknął przez szybę samochodu, bo jak się okazało jest on zamknięty na klucz, a ten akurat jest w miejscu bliżej nieznanym.
-Nie ma.-mruknął z ponurą miną.
-Przynajmniej nie zatrzasnęliście kluczy w samochodzie. To już coś.-powiedziałam wzruszając ramionami, jednak nikogo to zbytnio nie pocieszyło. Rozejrzałam się w koło szukając punktu zaczepienia.
-To co teraz?-spytał Coner, który jest chyba coraz bardziej zirytowany tą sytuacją.
-Byliście umalowani, przebrani, wycałowani, a w śród swoich rzeczy mieliście stringi. W klubie mogli was wycałować, no i stringi... tak czy siak "Midnight Madness" to zbyt poważny klub by ktokolwiek przebierał was za króliki.-mówiłam bardziej do siebie niż do nich.- W takim razie to pewnie sprawkach tych cheerleaderek. Choć wciąż, nie wierzę, że jakieś wymalowane lale mogą być aż tak groźne.-dokończyłam zerkając w ich stronę.
-Pewnie tak. Chodźmy lepiej sprawdzić. Są pewnie na stadionie.-powiedział Mały, a my jedynie przytaknęliśmy ruszając za nim. Mimowolnie zerknęłam w stronę Dick'a, który dziwnie milczał, jakby był myślami gdzieś indziej. Chyba powinnam się martwić. Choć to nie mój biznes. Spojrzałam przed siebie skupiając się na powierzonym zadaniu. Im szybciej skończymy tym lepiej. Już z odległości kilkunastu metrów można było usłyszeć okrzyki bojowe i jakieś tandetne slogany mające na celu podbudowanie ego zawodników. Już po chwili okazało się, że poza ćwiczeniami wymalowanych lal odbywa się też trening football'u. Mój wzrok powędrował na dziewczyny z pomponami, które ubrane w skąpe stroje cheerleaderek ćwiczyły jakiś układ. Gdy jednak z nich nas zauważyła przerwała trening uśmiechając się wrednie i mówiąc coś do koleżanek.
-Właśnie idziemy w paszcze lwa.-mruknął Wally przełykając ślinę. Omal się nie roześmiałam na te słowa. Ten chłopak na co dzień walczy ze zbirami, którzy chcą zniszczyć świat, a boi się umalowanych ślicznotek. Normalnie boki zrywać.
-Nie martw się. Nic wielkiego nie będą w stanie ci zrobić. W końcu w razie czego zawsze możesz nawiać.-szepnęłam do niego nim do nich podeszliśmy.
-O patrzcie panie. Nasze kociaki wróciły i przyprowadziły nową lalę.-powiedziała blondynka z toną makijażu na twarzy. Zapewne kapitanka. Jej tekst zupełnie zignorowałam myśląc jedynie o tym by jak najszybciej zakończyć tą absurdalną przygodę nim właduje się przez tych idiotów w jakieś kłopoty.
-O patrzcie chłopcy. Żywa wersja Barbie.-odpowiedziałam tym samym tonem co ona przed chwilą z równo triumfalnym uśmiechem.-Wybacz kiciu ale nie mam ochoty na słuchanie twoich tekstów więc tylko powiedz co ci kretyni tutaj odwalili i oddawaj kluczyki od wozu, bo mam dziś naprawdę mały prób cierpliwości.-dokończyłam mając nadzieję na to, że pójdzie z górki. Niestety nikt nie raczył mi odpowiedzieć. Zamiast tego cała grupka ślicznotek zaczęła się śmiać, co już mnie nie dziwi i ani trochę nie śmieszy. Musiałam czekać parę minut nim się otrząsnęły i spoważniały przybierając cwaniackie uśmieszki. Porównanie ich do Barbie jednak nie było aż tak dalekie od prawdy. Czyżbym wylądowała w jakimś tanim filmie?
-Mała, głupia istotko...-zaczęła blondynka z prawie troskliwym tonem głosu-Gdybyś wiedziała co ci trzej odpieprzyli to byś na bank się z nimi nie pojawiała. Wbili nam na balangę, zrobili zawieruchę no ale w końcu udało mi się z dziewczynami ich trochę... poluzować.-powiedziała prawie na jednym wdechu z pewnym siebie uśmiechem i dziwnie złowieszczym błyskiem w oku. Kurwa jak ja się wpakowałam w tą historię?!
-A kluczyki?-w odpowiedzi na moje pytanie pomachała mi owym przedmiotem przed oczami, jednak gdy chciałam je wziąć ta lafirynda znów schowała je do swojej torebki. Jakby się zastanowić to nawet nie zauważyłam kiedy ją wzięła. Chyba naprawdę powinnam się przespać.
-Dostałam w prezencie, więc zostaną u mnie wraz z wozem, który, nie oszukujmy się, jest do dupy. Ale lepszy taki niż żaden.-powiedziała z chytrym uśmiechem, a ja poczułam, że czara się przelała. Koniec z miłą Mari.
-Albo mi je dasz, albo tak ci przywalę, że obudzisz się w następnym tygodniu.-warknęłam zaciskając pięści, jednak na niej nie zrobiłam żadnego wrażenia.
-Wal się.-odpowiedziała, czemu towarzyszył głupi chichot jej koleżanek. Zerknęłam na chłopaków jednak jasne stało się, że żaden nie pali się do pomocy mi. Dick jest myślami w innym świecie, Coner ma wszystko gdzieś, a Wally jedynie się uśmiecha mając w oczach wymalowane zawstydzenie. Westchnęłam. Kompletni kretyni. Nim zdążyłam o czymkolwiek pomyśleć, w akompaniamencie ciągłego chichotu, bez namysłu przywaliłam blondynce prosto w jej wymalowaną twarz z taką siłą, że ta upadła na ziemię. Dopiero po chwili do niej oraz do mnie jak i całej reszty dotarło co się stało. Nie czekając jednak na reakcję z ich strony pochyliłam się wyjmując z jej torebki kluczyki od samochodu Wally'ego, mając na ustach pewny siebie uśmiech. Nic w końcu nie dodaję takiej wyższości jak dobra mina do złej gry.
-To co? Idziemy?-powiedziałam do chłopaków po czym odwróciłam się i zaczęłam iść w kierunku samochodu. Ci na szczęście zdążyli oprzytomnieć i szybkim krokiem podążyli za mną. Oczywiście i tym razem wszyscy milczeli, jednak nie przeszkadza mi to. Nareszcie będę mogła wrócić do domu i jak najszybciej zapomnieć, że brałam udział w czymś tak głupim.
-Ja prowadzę.-powiedziałam otwierając wóz i wsiadając za kierownicą.
-Masz prawo jazdy?-spytał Richard, który akurat teraz postanowił wrócić do świata żywych.
-Tak samo jak wy. Nie marudź tylko wsiadaj.-odpowiedziałam wkładając kluczę do stacyjki i odpalając. Grayson jedynie westchnął wsiadając z przodu na miejscu pasażera, a zaraz po nim swoje miejsca z tyłu zajęli też Superboy i Mały Flash.
-Ale umiesz prowadzić samochód?-spytał niepewnie Wally.
-Nie.Jeśli chodzi o samochody to mój pierwszy raz, więc radzę wam zapiąć pasy.-odpowiedziałam pewnie i nie czekając na reakcję wcisnęłam gaz ruszając z piskiem opon.
*************
Będąc pod domem Małego Flasha wcisnęłam hamulec, a samochód gwałtownie zahamował. Każdy z naszej czwórki potrzebował co najmniej czterech sekund by uświadomić sobie że stoimy. Jak się okazuję, moje zdolności prowadzenie samochodów osobowych jest poniżej zera o czym przekonały się śmietniki, ławki, znaki drogowe i wiewiórka, która ledwo uszła z życiem.
-Nie było aż tak źle.-mruknęłam. z lekkim uśmiechem.
-Nigdy więcej.-powiedział Coner akcentując każdą sylabę. Wszyscy trzej wysiedli czym prędzej, a Dick był na tyle uprzejmy by otworzyć mi drzwi i ze srogim wzrokiem odebrać kluczyki. Pewnie ledwo powstrzymał się od komentarzy na mój styl jazdy. No cóż. Nigdy nie umiałam stosować się do ograniczeń prędkości. A co do samochodów to z niewiadomych przyczyn skrzynia biegów równa się dla mnie z czarną magią. Chyba lepiej zrobię, jak zostanę przy motorach.
-Nie przesadzajcie. Mogło być dużo gorzej.-mówiłam dalej, starając się złagodzić moją katastroficzną jazdę.
-Tak. Gdybyś kogoś przejechała, a przypominam, że parę razy tylko szczęście nas przed tym uratowało.- dobra. Trochę trudno to przyznać ale Grayson ma rację. No ale nie przesadzajmy. Przecież ostatecznie nikogo nie przejechałam.
-Ale samochód jest cały.-powiedziałam opierając się o maskę i jak na jakieś zaklęcie przedni zderzak po prostu odpadł uderzając z hukiem o ziemię co wywołało u Wally'ego minę typu "błagam zabijcie mnie".Spojrzałam na to z przymrużeniem oka szukając w głowię jakiegoś wyjaśnienia.-I na cholerę szliście do tego klubu? Nie wiecie, że tam zawsze są jakieś kłopoty? Na przyszłość lepiej wybierajcie.-powiedziałam z zarzutem w głosie używając ostatniej linii obrony.
-Żartujesz sobie?-spytał retorycznie Dick, który chyba jest już na skraju załamania nerwowego.
-Nie. A wy następnym razem bądźcie rozsądniejsi, bo może się to źle skończyć. Z resztą teraz nie mam już czasu, bo jestem spóźniona do roboty więc radźcie sobie sami. Ciał.-powiedziałam po czym odwróciłam się zatrzymując nadjeżdżającą taksówkę, do której wsiadłam.
*************
Gotham City, 22:10
Zaraz po wejściu do domu pierwsze co zrobiłam to położenie się na kanapie. Mimowolnie przeklęłam to, że jest tak twarda.
-Chyba muszę wziąć wolne.-mruknęłam sama do siebie kładąc się na plecach. Dziś przejrzałam i posegregowałam tyle akt, że mam ich po dziurki w nosie. Pracę w policji mogę więc skreślić z listy planów na przyszłość, gdyby z Sayuri coś nie wyszło. Z wielką dozą niechęci podniosła się gdy przypomniałam sobie, że w kieszeni wciąż mam schowany aparat. Rozsiadłam się na kanapie włączając urządzenie. Pierwsze zdjęcie uwieczniało Wally'ego i jakieś trzy dziewczyny. Po tle wnioskuję, że fotografię wykonano w klubie. Z każdą kolejną fotką coraz trudniej było powstrzymać śmiech. Zwłaszcza gdy dotarłam do zdjęć z Dick'iem na rurze, Wally'im w śmietanie czy Coner'em, który z domalowanymi wąsami. Dopiero po jakiś pięciu minutach dotarłam do zdjęć z imprezy na stadionie i omal nie pękłam gdy zobaczyłam Superboy'a w stroju królika, który podnosi ławkę na której siedzą jakieś trzy wymalowane cheerleaderki. Kolejne zdjęcia były w miarę normalne. Na jednych Wally obściskiwał się z jakimiś pannami i jestem pewna, że Artemis by go za to ukatrupiła, na innych Coner siłował się na rękę z jakimiś mięśniakami co jakoś mnie nie dziwi. Choć trochę szkoda biedaków. Grayson'a zdecydowanie było najmniej, a każde zdjęcie z nim kwalifikowało się do rubryki "w granicach normy, o mały włos od nudy". Dopiero po jakimś czasie dotarłam do fotografii, która była dowodem na to, że nie przesiedział tej imprezy bezczynnie. Owa fotka przedstawiała go całującego się z dobrze znaną mi blondynką. Coś mi mówi, że na buziakach się nie skończyło. Upewniłam się w tym gdy zauważyłam czerwone ramiączko od stanika wystające spod bluzki dziewczyny. Mimowolnie uśmiechnęłam się z ironią.
-Przynajmniej wiadomo czyje były te stringi.-mruknęłam przeglądając zdjęcia, które należały już do tych śpieszniejszych. Niektóre uwieczniały nawet jak panny doskonałe przerabiały Dicka w klasyczny przykład prostytutki, jednak z jakiś powodów mój dobry humor gdzieś wyparował. Wyłączyłam urządzenie po czym wstałam i weszłam na górę. Już po piętnastu minutach w stroju Sayuri jechałam motorem w dobrze znanym mi kierunku.
*************
Weszłam przez okno delikatnie je zamykając. Na szczęście w pokoju nikogo nie ma. Przyznaję, że wchodzenie po ścianie na drugie piętro nie należy do moich ulubionych czynności, ale przecież nie wejdę przez drzwi. Zwłaszcza, że nie mam ochoty na jakiekolwiek rozmowy. Dzięki światłu księżyca, które wpada przez okna w pokoju panuję półmrok pozwalający mi na swobodne poruszanie się po nim bez przymusu włączania światła. Wszystko wygląda schludnie i porządnie. Granatowe ściany i jasne meble świetnie ze sobą współgrają, choć jak dla mnie jest w tym coś sztucznego. Podeszłam do biurka. Jedynego miejsca gdzie znajdujące się rzeczy są porozrzucane. Głównie książki i jakieś notatki. Same tytuły sprawiły, że poczułam się jak idiotka i nawet nie chce wiedzieć jakim geniuszem trzeba być by się tym połapać. Podniosłam jeden z podręczników i dopiero teraz dostrzegłam pod nimi jakieś większe kartki. Wyciągnęłam je tylko po to by przekonać się, że są to plany jakiś nowych gadżetów.
-Cały Dick.-mruknęłam. Jak tak dalej pójdzie to ten chłopak stanie się takim samym pracoholikiem jak Bruce. Odłożyłam wszystko na miejsce, by następnie przyjrzeć się fotografią postawionym na szafce znajdującej się przy łóżku. Na jednym był on z Bruce'm i Alfredem, na drugim jego rodzice, a trzecie zdjęcie przedstawiało Dicka, który przytula się do jakieś rudowłosej dziewczyny. Obydwoje wyglądają na szczęśliwych. Dokładnie przyjrzałam się kobiecie. Długie włosy, które swą barwą przypominają płomienie, lśniące zielone oczy i pełen pewności siebie oraz zadziorności uśmiech. Jestem pewna, że ją kiedyś widziałam. Zdjęcie chyba zrobiono niedawno. Tak przynajmniej mi się wydaję. Nie zastanawiając się nad tym ani chwili dłużej położyłam na szafce aparat z karteczką z napisem "Zapomniałam oddać. S.", po krótkim namyślę dopisałam jednak "P.S. Lepiej żeby twoja dziewczyna nie widziała tych zdjęć. Najlepiej wszystkie usuń, a aparat spal." Zostawiłam oba przedmioty i już chciałam wyjść gdy w oczy rzucił mi się jeden z fragmentów ściany za szafą z ubraniami. Podeszłam bliżej i bez trudu dostrzegłam jakieś kartki przyklejone do ściany za meblem, który już po chwili delikatnie i ostrożnie odsunęłam. Gdy zobaczyłam to w całej okazałości omal nie oniemiała. Jak się okazuję owe papiery to fragmenty gazet i nie tylko. Opisy przestępców, dane strategiczne o Gotham, jakieś zdjęcia robione z ukrycia i nie tylko. W skrócie mini komplet dla każdego detektywa, który chce się odprężyć rozwiązując zagadki nie do rozwiązania. Odruchowo skupiłam swoją uwagę za fragmentach z gazet. Jeden z nich opisywał tragiczną śmierć w Cyrku Haley'a, której ofiarami padli "Latający Graysonowie". Poza zdjęciem nieludzko powyginanych ciał leżących na ziemi, jedno pokazywało płaczącego chłopca, w którego oczach widniał jedynie bóli bezsilność. Z treści poniżej nich wywnioskowałam, że było to morderstwo zlecone przez mafioza o nazwisku Zucco, którego z resztą schwytano dzięki pomocy Batmana i jego nowego pomocnika Robina. Przez chwilę zastanawiałam się po co Dick trzyma ten artykuł. Chce się nim katować czy może uważa to jedynie za przypomnienie tego jak w jeden wieczór jego życie się zmieniło? Odepchnęła od siebie te myśli zerkając na resztę artykułów aż w końcu dotarłam do tego najnowszego. "Szef mafii Anthony Zucco wydostaję się z zakładu karnego i znika bez śladu". Mimowolnie spojrzałam na datę wydania gazety. Jak się okazuję jest z przedwczoraj. Przynajmniej teraz wiem,czemu jest taki cięty. Westchnęłam. Chyba na jakiś czas odpuszczę mu jeśli chodzi o docinki. Chwilę tak stałam przyglądając się całemu zbiorowi, jednak gdy zdałam sobie sprawę, że jestem tu dłużej niż zamierzałam, dokładnie dosunęłam szafę na jej dawne miejscy i upewniwszy się, że wszystko jest jak było, wyszłam tą samo drogą przez którą weszłam, by już po paru minutach jechać motorem w tylko sobie znanym kierunku. Chyba dziś będę musiała obyć się bez snu...
*-z angielskiego "Nocne Szaleństwo"
Jak widać opowiadanie jest w o wiele luźniejszym tonie niż ostatnie i dobrze, bo o to chodziło.
Wiem, też że obiecałam to opowiadanie już dawno, jednak jak powiedziałam w ostatnim komentarzu, przez kłopoty techniczne miałam dość spore kłopoty, a konkretniej wszystko mi się usunęło i to chwilę przed napisaniem końcówki. Po tym trochę mi zajęło ponowne zabranie się do rozdziału(szczególnie, że miałam jeszcze wyjazd). Przyznaję, też że pierwsza wersja w wielu aspektach różniła się od tej, jednak teraz pisałam już na szybko(by następnie poprawiać z pięć razy), zacinałam się chyba z dziesięć razy i... i się wydłużyło oraz kompletnie nie wyszło tak jak oczekiwałam.
Kolejna sprawa jest taka, że znając moje opóźnienia jak i wiedząc ile będę miała pracy w trzeciej klasie gimnazjum uroczyście obwieszczam, że opowiadania będą pojawiały się raz na miesiąc(chyba, że znajdę czas wtedy częściej) poza tym przewiduję parę one-shot'ów.
Tutaj jest też kolejne obwieszczenie skoro do tego dotarliśmy. Jeśli ktoś ma jakiś pomysł na one-shot niech bez wątpliwości się do mnie zgłasza przez komentarze lub e-mail scarlett.blog@interia.pl. W zgłoszeniu takiego pomysłu trzeba zawrzeć następujące informację(w dowolnej kolejności):
*Główny temat(np. życie bohaterów, życie prywatne, zupełnie inne spojrzenie na jakiegoś członka ligi czy nawet jakiegoś przeciwnika, postacie w zupełnie innej roli jak np. w dorosłym życiu)
*Główne postaci(jak wiemy nie zawsze wszyscy się pojawiają. W tym punkcie chce byście napisali na kim ma się to skupiać, może to być osoba indywidualna, parting, grupa osób. Dopuszczalne są wszystkie postaci z wydawnictwa z DC i Marvel pod warunkiem, że choć jedna pojawia się lub jest wspomina w Young Justice)
*Czas i miejsce akcji(np. współczesność/Nowy York, średniowiecze/Camelot)
*Ważne(w tym punkcie chodzi o to by napisać najważniejsze rzeczy takie jak co ma się zdarzyć, jak ma się zakończyć, co pod żadnym pozorem nie może się pojawić, a czego nie może zabraknąć)
*Wymagania(czyli wszystko co ma się pojawić np. jakieś wątki, postaci dodatkowe, miejsca, w przeciwieństwie do powyższego punktu proszę o umieszczenie mniej istotnych rzeczy, które nie będą aż tak ważne w fabule)
*Dodatkowo(czyli wszystko na co miejsca nie znaleźliście wcześniej a chcielibyście żeby było)
Mam nadzieję, że pomysł się spodobał choć jednej osobie. W takim razie życzę miłego czytania i w miarę znośnego roku szkolnego i oby do świąt... :D
P.S.
Opowiadanie na drugim blogu MOŻE pojawić się do przyszłej niedzieli(na bank we wrześniu) ;).
P.S.S.
Jeśli gdzieś są jakieś błędy to NAPRAWDĘ mocno, ale to bardzo mocno przepraszam. Ale ja już po prostu nie mam głowy do sprawdzania tego wszystkiego.
P.S.S.
Jeśli gdzieś są jakieś błędy to NAPRAWDĘ mocno, ale to bardzo mocno przepraszam. Ale ja już po prostu nie mam głowy do sprawdzania tego wszystkiego.