S

S

niedziela, 28 grudnia 2014

Początek legendy

"Obowiązek poznasz po tym przede wszystkim, że nie pozostawia ci on prawa wyboru".
-Antoine de Saint-Exupery


Gotham City, 20:40

Uzupełniałam ostatnie dokumenty czekając aż wybiję 21:00 i będę mogła spokojnie wyjść. Od kąt przyszłam na komisariat i zajęłam się swoją robotą komisarz Gordon ani razu się nie pojawił. Może to i lepiej? Westchnęłam wyprostowując się w krześle i rozmasowując kark. Zaraz po podrzuceniu na policję naszyjnika z krótkim pisanym na komputerze liścikiem, w którym podpisałam się z przyzwyczajenia literką "S", wróciłam do domu z nadzieją na błogosławiony sen. Jednak gdy tylko się położyłam i zamknęłam oczy zamiast snu przyszły pytania. Jedno z nich brzmiało "Po cholerę Cieniom ten wisiorek?!". To kompletnie nie logiczne. Znam przedmioty o większej wartości, wiec zapewne chodzi o tamte hieroglify. Ale zagadkę Sfinksa można sobie spokojnie znaleźć w internecie i to z całą analizą. Coś tu nie gra, a ja jak ostatnia idiotka dałam się w to wplątać. Muszę sobie znaleźć coś ciekawszego lub padnę z wycieńczenia. 
Gordon- Mari widzę, że jesteś już zmęczona.-usłyszałam za sobą. Od razu się odwróciłam przybierając na twarzy przyjazny uśmiech.
Mari-Nieciekawa noc. -powiedziałam wymijająco przypatrując mu się. Nie widzę żadnych oznak, że był w terenie. Więc czemu się spóźnił? 
Gordon-Dobrze, że nie poszłaś wczoraj to tej twojej koleżanki...Kate o ile się nie mylę. Był tam napad. 
Mari-Opowiadaj.-powiedziałam udając zaciekawienie. Skoro o tym wspomniał, znaczy, że zapewne dostał naszyjnik. 
Gordon- Jakiś klan Cieni. Na szczęście zostali powstrzymani przez superbohaterów. Jedyny co zaginęło to naszyjnik z Egiptu wartości 75 milionów. Na początku myśleliśmy, że to ci przeklęci przestępcy, jednak parę godzin po tym zdarzeniu ktoś anonimowo podrzucił naszyjnik do nas z listem.
Mari-Co było w liście?- kolejne pytanie udawanej ciekawości. To śmieszne, że tak łatwo przychodzi mi okłamywanie innych.
Gordon- Było tam napisane, że ten naszyjnik nie może wrócić do właścicieli, ponieważ zostaną znowu narażeni i żeby dobrze go ukryć. 
Mari-I co zrobiłeś?
Gordon-Przekazałem go Batmanowi.-na te słowa po prostu skamieniałam. Chciałam krzyczeć, że to krańce debilizmu, jednak jakimś cudem się powstrzymałam. -Powiedział, że się tym zajmą. Nie martw się. Następnym razem może uda ci się go poznać.Nawet mu trochę o tobie wspomniałem.-mówiąc to klepnął mnie w plecy, by dodać otuchy i odszedł.  "Oszalał" przemknęło mi w głowię. Pięknie Mari właśnie władowałaś się w gówno. Policja to policja. Zbyt słaby sprzęt by mnie namierzyć lub chociaż skojarzyć fakty, ale Liga to zupełnie inna bajka. Na dodatek komisarz wspomniał o mnie. Nawet nie chce wiedzieć co dokładnie powiedział. Spojrzałam na zegarek. Gdy tylko wskazówki pokazały punkt 21 bez słowa w pośpiechu wyszłam zakładając kurtkę i rękawiczki. Dziś na szczęście jestem motorem, więc bez problemu mogę dojechać samodzielnie do domu. Weszłam na teren policyjnego parkingu i bez problemu odszukałam czerwono-czarnego ścigacza.
http://www.anywallz.com/img/sports_bike_wallpaper_hd_79.jpg
Wsiadłam zakładając kask i bez większych ceregieli ruszyłam nie zważając na ograniczenia prędkości. Nie obchodzi mnie czy spowoduje wypadek. Musze się wyżyć. Przyśpieszyłam jeszcze osiągając limit na liczniku. Teraz moje myśli w końcu się uciszyły. To niezbędne jeśli nie chce się wjechać na coś lub kogoś przy takiej prędkości. Specjalnie jechałam najdłuższą drogą objeżdżając całe miasto. Jakiekolwiek treningi, w których mogłabym w tradycyjny i najlepszy sposób rozładować emocję, za bardzo będą mnie zachęcały do powrotu do roli Sayuri. Wczorajsza sytuacja w zupełności mi wystarczy. Nawet nie wiem ile czasu minęło nim z piskiem opon zaparkowałam przed moim domem. Wprowadziłam motocykl do garażu i zdjęłam kask. Ciągle jestem zdenerwowana. Westchnęłam poprawiając kucyk. Muszę znaleźć sobie jakieś hobby. Może łucznictwo? Zawsze byłam z tego beznadziejna. Z drugiej strony łuk, strzały plus ja równa się kłopoty. Za bardzo przypominałoby mi to o Sayuri. Z resztą chyba wszystko dzięki czemu mogłabym się odstresować będzie wiązało się z Sayuri. Weszłam do holu bocznym wejściem i powiesiłam kurtkę na wieszaku, a rękawiczki na półce, tak jak zawsze. Najpewniej weszłabym na górę, gdybym nie zauważyła jakiegoś cienia w salonie. Jeśli to włamywacz to ma pecha i to wielkiego. Bez zastanowienia weszłam do pomieszczenia i stanęłam jak wryta. Serio? Spodziewałam się każdego, włamywacza, sąsiada, Luisa, Kate, Emilii nawet osób z Ligi Zabójców, ale nie z Ligi Sprawiedliwych! Jednak teraz stoją przede mną Batman, Black Canary i Marsjanin Łowca. To jakiś żart? Szybko zamaskowałam swoje zmieszanie przybierając obojętną minę z kpiącym uśmieszkiem.
Mari- Włamania są karalne i lepiej żebyście mieli dobry powód nim zadzwonię na policję, a ponieważ mam mało czasu przejdźcie od razu do konkretów.-powiedziałam pewna siebie jakby nigdy nic.
Batman-Możesz sobie darować ten teatrzyk. Dobrze wiemy gdzie byłaś i co wczoraj zrobiłaś. -powiedział obojętnie, tonem nieznoszącym sprzeciwu. Jakim cudem tak szybko się domyślili? Nie było kamer, nie zostawiłam odcisków. Więc jakim cudem? Zresztą to nie ważne. Wpadli na mój ślad. Najpewniej Gordon powiedział więcej niż myślał.
Mari-Więc mnie oświeć, bo ja robiłam wczoraj mnóstwo rzeczy.-mówiłam jakbym kompletnie nie zdawała sobie sprawy o czym mowa. No cóż. Gra to jedyne co mi teraz zostało.  Mroczny Rycerz jednak zamiast mi odpowiedzieć rzucił w moim kierunku teczkę, w której były zdjęcia z kamery, na których wyraźnie widać, że walczę z Sportsmasterem , a potem po drugiej stronie muru kiedy już bez maski gadam z Kate.
Batman-Teraz już chyba wiesz o czym mówimy.
Mari- Czego chcesz?-spytałam twardo z spojrzeniem, które mogłoby zabić. Nawet jeśli zaatakują będę mieć przewagę. Wystarczy wybiec na ulicę, nie mówiąc o ostrzach ukrytych w domu, które ułatwią mi sprawę. Mimowolnie skrzywiłam się czując ból skroni. Spojrzałam wściekła na Marsjanina Łowce po czym się uśmiechnęłam.-Telepatia na mnie nie działa. Jedynie może mnie rozzłości. A nie chcecie poznać mnie wściekłej.-na te słowa Batman spojrzał na Marsjanina, a ten kiwnął głową. Na przeprosiny raczej nie mam co liczyć.
Batman-Chce byś dołączyła do grupy od zadań specjalnych głównie pod przykrywką, która składa się z byłych pomocników członków ligi. Zgadzasz się?-okej czegoś takiego się nie spodziewałam. Równie dobrze mogłabym mu powiedzieć, że proponuje współprace płatnej morderczyni, która ich nie szanuje i co więcej, z chęcią by pozabijała całą ligę, ale przecież nie chce się ujawniać. Nie wspominając już  nawet o Lidze Zabójców. Gdyby ktoś dowiedział się, że pomagam superbohaterom byłabym skończona. Ledwie sekundy dzieliły mnie od wypowiedzenia głośnego i przekonywującego słowa "nie". Najpewniej zrobiłabym to gdyby nie pojawienie się Don'a.
Don- Na twoim miejscu zastanowiłbym się. Kto wie, może zdobędziesz informację na temat... Z resztą wiesz kogo. W końcu wróg mojego wroga jest moim przyjacielem. Nie prawda? Zgódź się. Zawsze będziesz mogła zrezygnować, ale wątpię byś dostała drugą taką szansę. Pamiętaj, że odeszłaś od Zabójców, bo chciałaś się zrehabilitować. Może porzucenie Sayuri nie było dobrym pomysłem? Może lepiej byłoby ją na nowo ożywić z nadaniem nowego celu?-mówił pewnym siebie i stanowczym tonem. Z jego ust nie zniknął nawet na sekundę przyjacielski uśmiech. Westchnęłam. Oby te twoje rady nie zapędziły mnie do grobu. Znowu.
Mari- Dobra, ale zgadzam się tylko na misję i treningi. Zero wtrącania się w moje prywatne życie i grzebania w mojej przeszłości. Nie zamierzam też zaprzyjaźniać się z tymi amatorami.- mówiłam dokładnie ich lustrując.
Batman- Zgoda...-powiedział po czym zaczął wszystko wyjaśniać.  Dokładnie wytłumaczył gdzie jest teleport i jak wygląda oraz na którą mam przyjść, nawet chciał by Black Canary została moją mentorką ale podziękowałam. Nie potrzebuje jej pomocy. Batman mówił też coś o wymyśleniu mi jakiegoś alter ego, ale od razu przerwałam mu mówiąc, że w tej sprawie wszystko już załatwione. Trochę zdziwili się na wieść, że mam już swoje drugie ja o imieniu Sayuri, ale na szczęście nie zadawali pytań. Jeden plus. Drugi jest taki, że na misjach i treningach będę mogła się wyżyć. Więc może nie będzie tak źle? Miejmy nadzieję. Gdy wszystko załatwiliśmy Liga w końcu opuściła mój dom. Westchnęłam siadając na chwilę na kanapie. Wpakowałam się po uszy i to wszystko przez Don'a. Wstałam i zajęłam się przeszukaniem domu w poszukiwaniu nadajników, kamerek i podsłuchu. Skończyłam dopiero po godzinie, może nawet dwóch. Łącznie znalazłam pięć podsłuchów, dwie kamerki i trzy nadajniki podczepione do kurtek. Są cholernie przewidywalni. Może aż za bardzo. Weszłam do sypialni gdzie na łóżku siedział brunet, który z uśmiechem mi się przyglądał.
Mari-Rzuciłabym w ciebie poduszką, gdybym nie wiedziała, że nic ci tym nie zrobię.-warknęłam.
Don-Oj nie złość się. Wszystko się ułoży zobaczysz. Może nawet ci się spodoba?
Mari- Marzenie ściętej głowy. Z resztą z tego co pamiętam miałeś się pokazywać tylko wtedy gdy poproszę. -powiedziałam siadając na krześle.
Don- Stęskniłem się. -mruknął z przepraszającym uśmiechem. -Poza tym to była sytuacja awaryjna.Wyjątek od reguły.
Mari-Lepiej już znikaj nim wkurzysz mnie jeszcze bardziej.
Don-Jak chcesz. Jedna rada. Pamiętaj o punktualności i choć postaraj się być miła.-gdy tylko to powiedział zniknął tak szybko jak się pojawił. Jestem wariatką i to coraz większą. Spojrzałam na zegarek przeklinając fakt, że dochodzi już północ, a ja nie mam czasu się choć trochę przespać, jeśli chce zdążyć na tą przeklętą misję. Podeszłam do szafy, którą otworzyłam. Odgarnęłam wieszaki z ubraniami, a następnie zaczęłam wyciągać pudła, które leżały na spodzie. Gdy skończyłam wyjęłam dno, pod którym ukryte jest czarne jak noc pudełko. Wyjęłam je i odłożyłam na bok po czym położyłam wszystko inne na miejsce. Zamknęłam szafkę i biorąc czarne pudło weszłam do łazienki. Szybki ciepły prysznic by choć trochę się odświeżyć po czym podeszłam do lustra owijając ciało ręcznikiem.  Wysuszyłam włosy i porządnie się wytarłam, by już po chwili otworzyć pudło i wyjąc z niego strój Sayuri.Czarny podkoszulek i spodnie oraz glany, które wbrew pozorom są lekkie. Dla kontrastu jest czerwona kurtka z długim rękawem i moje ulubione czarne skórzane rękawiczki, które są idealnie dopasowane do dłoni. Z wręcz wrodzoną wprawą zapięłam pas z bronią. Westchnęłam przypominając sobie, że na początku dnia wciąż byłam zdecydowana by porzucić życie Sayuri. Teraz natomiast znów zakładałam maskę. Jeszcze tylko krwisto czerwona szminka i jestem gotowa. Uśmiechnęłam się kpiącą i wyszłam wiążąc włosy w kucyka.
(strój Sayuri wygląda jak na zdjęciu powyżej z tą różnicą, że bez tego czerwonego paska, a rękawiczki mają wszystkie palce i wyglądają odrobinę inaczej,  kurtka jest na długi rękaw i sięga do pasa, a na lewej nodze nie ma tego bandaża plus w pasie jest czarny pasek z bronią: dop.aut)
(maska wygląda jak na zdjęciu powyżej z tą różnicą, że zdobienia są fioletowe: dop. aut.)

Pięć minut później jechałam z maksymalną prędkością wzdłuż jednej z ulic Gotham do wskazanego przez Batmana adresu. Skrzywiłam się na myśl, że w jakikolwiek sposób będę mu pomagać. Jeśli miałabym wybrać jednego z członków ligi, którego najbardziej nienawidzę z pewnością byłby to Mroczny Rycerz.Zatrzymałam się z piskiem opon i zsiadłam z motocyklu zdejmując kask. Następnie włączyłam autopilota i odesłałam motor do domu.Rozejrzałam się po zaułku do jakiego się dostałam. Ostatnia melina do jakich w Gotham nie należy zaglądać. Podeszłam do starej butki telefonicznej i otworzyłam ją. To żałosne. Westchnęłam by się uspokoić i weszłam do środka. Chwilę później musiałam zamknąć oślepiona błyskotliwym światłem.
-Sayuri B09- oznajmił zimny komputerowy głos. Otworzyłam oczy zauważając, że jestem już w Jaskini. I to całkiem nieźle wyposażonej. Weszłam głębiej widząc, że wszyscy już są poza Małym Flashem.
Wodnik- Witamy w zespole...-zaczął mówić, lecz znów, na szczęście, przerwał mu komputer, który oznajmił pojawienie się Wally'ego.  Skąd znam jego tożsamość? Znam tajne tożsamości wszystkich członków ligi i tych pomocników. A skąd? No cóż, to już tajemnica.
Mały Flash-Kto to?-spytał pokazując na mnie palcem. Uśmiechnęłam się.
Sayuri- Sayuri, od dziś będę wam pomagała. -powiedziałam z kpiną w głosie i wyższością, przy czym nie zgubiłam mej może nawet zbyt wielkiej pewności siebie. Chłopak podbiegł w mgnieniu oka do mnie wyciągając rękę, którą zignorowałam.
Mały Flash-To fajnie, że dołączyła do nas taka piękna dziewczyna.-na ten flirt omal się nie roześmiałam.
Sayuri- Jesteś słodki, dlatego z czystej uprzejmości, która u mnie jest rzadkością ostrzegę cię, że ostatni facet, który ze mną flirtował został znaleziony w czarnym worku pokrojony na kawałeczki na dnie rzeki.Więc jak? Dalej chcesz w to grać?-powiedziałam przekonywującym tonem i z uśmiechem na ustach.
Mały Flash- Pass. Może innym razem. Ale tak z ciekawości to był żart?- na to pytanie jedynie się uśmiechnęłam odwracając w stronę Batmana. Mam kompletnie gdzieś tą drużynę.
Wodnik-Może powiesz coś o sobie?- spytał z lekkim uśmiechem na co westchnęłam. Don i tak nie obiecywałam, że będę dla nich miła. 
Sayuri- Jestem zakłamaną, dwulicową, wredną manipulatorką, której pod żadnym powodem nie należy ufać, bo końcem końców jeśli będę miała w tym jakiś interes zdradzę was bez najmniejszego zawahania. Zgodziłam się dołączyć tylko dlatego, że mam w tym interes, dlatego nie zamierzam niańczyć was na misjach, więc jak wpakujecie się w kłopoty nie liczcie na mnie. Nie zamierzam się z wami zaprzyjaźniać czy coś w tym stylu. Mam gdzieś co o mnie sądzicie. Na misjach i treningach będziemy się znosić, a cała reszta to dwie różne bajki. Nie słucham rozkazów, rzadko kiedy działam zgodnie z planem, prowokuje przeciwników i jestem magnesem na kłopoty. Nie mam żadnych super mocy, ale i bez tego pokonałabym was i to z łatwością, dlatego na misjach nie wchodźcie mi w drogę. Mam poniżej zerowy szacunek dla ligi, a was po prostu nie lubię.-mówiłam poważnie, na co im opadły kopary. Mój wzrok skierował się na Batmana-Powiesz w końcu jaką mamy misję czy mogę już iść?-spytałam z pogardą w głosie.Mroczny rycerz już miał odpowiedzieć, lecz jak zwykle wtrącił się komputer. Tym razem jednak kompletnie mnie zbiło z tropu gdy usłyszałam "Czerwona Strzała". Tja. Mam teraz przekichane jeśli chłopak cokolwiek pamięta. Kiedy jeszcze pracowałam dla Ligi Zabójców spotkaliśmy się i skończyło się na tym, że dokonałam masowego mordu, na którym mnie nakrył. Co prawda usunęłam mu pamięć, ale nie miałam czasu sprawdzić czy to zadziałało.Chłopak od naszego ostatniego spotkania zmienił swój strój i to na lepsze. W końcu pozbył się tej beznadziejnej czapeczki.
Czerwona Strzała- To wasza nowa zabaweczka?-spytał z kipną lustrując mnie. Okej nie pamięta mnie, bo wiedziałby, że za takie teksty można stracić głowę.
Sayuri- To ten zuchwały pomagier?-spytałam na co chłopak się najwidoczniej zdenerwował.
Czerwona Strzała-Nie jestem pomagierem. Zapamiętaj to sobie.-warknął wściekły z jadem w głosie.
Sayuri -Dobra, dobra. Jesteś strasznie drażliwy. Może skoro nie pomagier to wolisz pomocnik?-mówiłam ciągle z uśmiechem na ustach.
Czerwona Strzała-Radzę ci uważać i pierwszego dnia nie wkurzać kogo nie trzeba.-groźba? Gdyby tylko wiedział do kogo to mówi...
Sayuri- Daruj sobie i spójrz prawdzie w oczy. To, że zmieniłeś strój i pseudonim nie zmienia faktu, że ciągle jesteś pomagierem chcącym się dostać do tej żałosnej zgrai bohaterów zwanych Ligą Sprawiedliwych, choć sprawiedliwości to tu mało. Przyznaje strój lepszy i w końcu wyrzuciłeś tą beznadziejną czapeczką, ale miano "Czerwona Strzała" jest mało oryginalne.-powiedziałam z wyższością w głosie,kpiną i powagą. Po czym znowu się uśmiechnęłam i spojrzałam na Batmana.
Mały Flash- A tak z innej beczki, to po co przyszedłeś?-spytał łucznika, który piorunuje mnie wzrokiem zapewne marząc by wzrok mógł zabić.
Czerwona Strzała- Zielona Strzała dzwonił i powiedział, że mam przyjść z jakiegoś ważnego powodu.- po tych słowach wszystkie spojrzenia przeniosły się na blondyna w zielonym stroju. Czy oni zapomnieli już do końca, że przyszliśmy tu dla misji?
Batman-Powiesz o co chodzi?-spytał zirytowany.
Zielona Strzała- No cóż po naszej rozmowie, pomyślałem że przy tej misji przyda się dodatkowe wsparcie dla większego bezpieczeństwa.-powiedział przepraszającym tonem.
Czerwona Strzała-I tylko po to mnie wzywałeś?
Zielona Strzała- Roy nie złość się...-powiedział gwałtownie przerywając jak by palnął jakieś głupstwo.-Ups.-mruknął patrząc na mnie.  Czyżby chodziło o to, że wypowiedział "tajne" imię Roy'a?
Sayuri- Nie przerywaj chce zobaczyć jak Harper się z tobą przekomarza.-mruknęłam z uśmiechem.
Czerwona Strzała- Skąd wiesz?-spytał podejrzliwie, a jego mięśnie się napięły. Z resztą tak samo jak reszty zespołu, którzy do teraz przynajmniej w większości siedzieli cicho.
Sayuri- Kiedy liga poznała moją tożsamość ja na wszelki wypadek poznałam wasze. A przez wasze rozumiem tajne tożsamości wszystkich członków Ligi, tej ekipy no i twoją, ale bez obaw. Dotrzymam waszej tajemnicy dopóki wy dotrzymacie mojej. A teraz powiedzcie w końcu co mamy zrobić, bo póki co czuje się jak w cyrku.-powiedziałam już lekko rozdrażniona.
Batman-Waszą dzisiejszą misją będzie włamanie się do Ligi Cieni w celu ustalenia po co był im potrzebny naszyjnik dla którego włamali się ostatnio do posiadłości Hiterwilów.-powiedział wyświetlając na ekranie dane odnośnie naszyjnika, który został skradziony Kate. Jej nazwisko ciągle mi nie pasuję, ale nie czepiam się. Nakane też brzmi głupio, przynajmniej według mnie. Odtrąciłam od siebie te myśli. Towarzystwo tych amatorów, źle na mnie wpływa skoro myślę o takich błahostka.
Nightwing- W skrócie mamy wyciągnąć informację i nie dać się zabić. Nic prostszego.-powiedział z uśmiechem, jednak w jego głosie dało się wyczuć ironię. Batman zignorował jego wypowiedź. Już po pięciu minutach siedzieliśmy w samolocie Marsjanki, w tym też z Czerwoną Strzałą. Co on tu robi? Nie mam pojęcia. Szczerze mówiąc miałam nadzieję, że zrezygnuję. No ale cóż dopóki nie będzie mnie wkurzał może być. Coś czuję, że szykuje się ciekawa misja, może nawet zbyt ciekawa...

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Przyjęcie Kate

„Życie nie jest problemem do rozwiązania, tylko rzeczywistością do doświadczenia.”  
Søren Kierkegaard


Gotham City, 15:30
Wyszłam ze szkoły najszybciej jak mogłam. Zwykły ogólniak zupełnie mi wystarczy. I tak z moją edukacją mogłabym zdawać już na studia, ale po co się śpieszyć?  Westchnęłam idąc spokojnym krokiem wzdłuż chodnika. Poprawiłam szelki plecaka zatrzymując się przed chłopakiem, który wcisnął mi dzisiejszą gazetę. Pewnie bym odmówiła gdyby nie pierwsza strona. Bez zastanowienia zapłaciłam i zaczęłam iść dalej. Spojrzałam na główny nagłówek "Tajemnicza bohaterka ratuje rodzinę!". Poniżej było zdjęcie trzech osób, małżeństwa z dzieckiem. Dobrze ich pamiętam, ale kto by pomyślał, że postanowią pochwalić sie czymś takim? W końcu w Gotham do napaści dochodzi co chwilę. Westchnęłam czytając artykuł. Piszą, o tajemniczej, zakapturzonej dziewczynie, która w pojedynkę pokonała z piętnastu gangsterów. Mimowolnie uśmiechnęłam się na myśl, że z dwóch frajerów zrobili piętnastkę groźnych kryminalistów.  Przesada dziennikarzy ciągle mnie zaskakuje. Dalej piszą o nagrodzie dla "bohaterki". Okazuje się, że ta rodzinka jest dość zamożna. Na wysokość nagrody spojrzałam obojętnym wzrokiem. Nie daję się takich pieniędzy za nic, a ja nie zamierzam sie dowiedzieć jaki mają w tym interes. Co do dalszej treści nie było w niej nic ciekawego. Bardzo przesadzony opis wydarzeń i komentarze ofiar. Martwi mnie to, że piszą o mnie, jednak puki nie wiedzą nawet jak wyglądam, nie zamierzam sie tym przejmować. Zgniotłam gazetę i wyrzuciłam ją do kosza stojącego przy przystanku i w ostatniej chwili wsiadłam do autobusu. Wszystkie miejsca siedzące są zajęte więc nie zostaje mi nic innego jak przytrzymywanie się uchwytu i stanie. No cóż jak mus to mus. Nagle poczułam jak ktoś kładzie dłoń na moim ramieniu. Szybko odwróciłam się odruchowo wykręcając tej osobie rękę do tyłu. Dopiero teraz zorientowałam się z kim mam do czynienia.
Mari-Kate? Co ty tu robisz?-spytałam rozpoznając blondynkę. Kate jest pierwszą osobą jaką poznałam w Gotham. Zaprzyjaźniłam się z nią by wmieszać się w tłum, a potem okazało się, że mimo, że jest bogatą, trochę rozpieszczoną nastolatką to mamy trochę wspólnego i się dogadujemy. Obie nie tolerujemy ligi sprawiedliwych, akceptujemy przemoc w słusznych sprawach i nie znosimy zasad. Zastanawia mnie co robi w tym autobusie. Kate ma własny samochód i to jeden z najwyższej półki oraz nie znosi publicznych środków transportu. Co więcej dziewczyna uczy się w Gotham High Academy, prywatnej szkoły dla bogatych dzieciaków z Gotham, czyli po drugiej stronie miasta.
Kate-Jestem atakowana przez przyjaciółkę. Ot co. Możesz mnie już puścić?- wykonałam jej polecenie. -Matko jedyna przestań w końcu chodzić na zajęcia samoobrony bo robisz się nadwrażliwa. Z resztą nie wiesz ile dla ciebie poświęcam korzystając z tego autobusu. Ciągle nie rozumiem dlaczego nie przepiszesz się do mojego liceum. Przecież cię na to stać.
Mari-Mam swoje powody. Czemu nie przyjechałaś swoim samochodem?
Kate- Po ostatniej ucieczce z domu straciłam do niego prawo na tydzień. -mruknęła trochę wściekła. Nie dziwi mnie już, że Kate mimo, że może wszystko i ma wszystko ucieka z domu. To jej sposób na bycie w zupełności wolną.
Mari-Było nie dać się złapać.- odpowiedziałam z kpiną.-Ale przejdź do rzeczy. Czemu w ogóle po mnie przyjechałaś?
Kate- Mari, najbardziej uprzejma i ciepła osoba na świecie.-powiedziała teatralnie z dużą przesadą, jednak nie zwróciłam na to uwagi, na co blondynka westchnęła.- Tylko teraz mam czas z tobą pogadać. Rano wstajesz do szkoły, a potem dom i praca, którą nawiasem mówiąc mogłabyś sobie darować, a wieczorami jesteś "zajęta". Musisz się rozerwać, dlatego dziś po zmianę jadę do ciebie i idziesz na moje przyjęcie, a raczej imprezę. Nie musisz ubierać sukienki, ale szpilki obowiązkowe.
Mari-Jestem zaj...-nie skończyłam mówić bo mi przerwała.
Kate-Ani się waż to mówić. Przyjeżdżam po ciebie o 21:45 i albo będziesz gotowa albo ja się tobą zajmę. I uwierz. Wcisnę cię w najbardziej skąpy strój jaki istnieje na tym świecie.-powiedziała robiąc minę wściekłego ratlerka. To też jest kolejny powód czemu ją lubię. Kate umie zastraszać innych i jest w tym przekonywująca. Groźny wróg, którego się lekceważy.
Mari-Niech ci będzie. Ale nie myśl, że będę ci robiła za duszę towarzystwa czy kupowała jakiś prezent.
Kate-Oczywiście. Po prostu przyjdź. -powiedziała mrugając do mnie i uśmiechając się triumfująco. Autobus zatrzymał się z piskiem opon, przez co omal nie poleciałyśmy do przodu. Jak się okazuje, jakiś pasażer pociągnął za linkę hamowania. Kolejny powód dlaczego uważam ten wynalazek za bezużyteczny. Wystarczy idiota, któremu coś odwali i wszyscy stoją w miejscu. Spojrzałam w stronę chłopaka, który pośpiesznie wyszedł. Autobus znowu ruszył jakby nigdy nic.
Kate-Jak można być takim debilem. Widziałaś to?! W dodatku uciekł jak tchórz...-marudziła, jednak nie za bardzo jej słuchałam. Mój umysł był zajęty na chłopaku sprzed chwili. Jestem pewna, że zauważyłam na jego szyi siniaka wielkości dłoni dorosłego mężczyzny. Ten ślad nie należy do pamiątek po niewinnej przepychance. Odepchnęłam od siebie tę myśli. To nie moja sprawa. Kolejne piętnaście minut i wchodziłam do domu, zamykając za sobą drzwi.
Mari-Wróciłam!-krzyknęłam nie spodziewając się odpowiedzi. Mój dom nie licząc strychu i piwnicy ma dwa piętra. Wnętrze wygląda ciepło, stylowo, skromnie i przytulnie. Oczywiście są jakieś nowinki techniki, których nie mogłam sobie darować, jednak nic nie zmieniałam w umeblowaniu. Bądź co bądź to moi rodzice wybudowali ten dom, mieszkali tu, to tutaj się wychowywałam. To tutaj wszystko straciłam, kiedy ich zamordowano. Po pożarze, który wtedy wybuchł zostały zgliszcza jednak wszystko odrestaurowałam i wygląda to tak jakby nic się nie stało. Pozory lubią mylić. Prawda? Weszłam spokojnym krokiem na górę, a następnie skierowałam się do swojego pokoju. Odłożyłam gdzieś plecak i rzuciłam się na łóżko sprawdzając godzinę. Mam jeszcze czas przed zaczęciem zmiany w komisariacie. Spojrzałam na sufit, na którym są poprzyklejane małe gwiazdki, które świecą w ciemnościach. Uśmiechnęłam się licząc je po raz kolejny. Przykleiłam je tylko po to by mieć punkt zaczepienia kiedy będę musiała sie uspokoić i wyciszyć. Ostatnio często mam chwilę, w których najchętniej wszystkich bym pozabijała. W końcu dla mnie to nic trudnego. Moja mina od razu zrzedła gdy wspomniałam swoje życie w Lidze Zabójców, które rozpoczęło się tuż przed moimi siódmymi urodzinami. Odetchnęłam głęboko wstając. Tok mojego myślenia przybrał zły obrót. Skierowałam się do łazienki z kompletem ubrań na zmianę. Nie zawadzi jeśli sie czymś zajmę i przyjdę na swoją zmianę trochę wcześniej.


**********&**********

Gotham City, 21:43

Spojrzałam na swoje odbicie w lustrzę. Czarne, długie włosy związane w luźny kok.  W ramach makijażu użyłam jedynie kredki do oczu i błyszczyka. Nie lubię się malować więc to i tak dużo. Mój wzrok przeniósł się na obcisłą fioletową bluzkę, bez ramiączek, zawiązywaną na szyi, następnie na dżinsy typu slim, a na koniec na czarne szpilki. Mogą być o ile się w nich nie zabiję.  Schodząc na dół założyłam jeszcze swoją czerwoną, skórzaną kurtkę oraz skórzane rękawiczki i jestem gotowa. Akurat w momencie, w którym usłyszałam trąbienie. Wybiegłam szybko, pakując kluczyki do kieszeni kurtki. Nawet nie zdziwiłam się widząc przed bramą białą limuzynę. "Świetne rozwiązanie Kate... "pomyślałam. Nie miała samochodu, top przysłała limuzynę, jakbym sama nie mogła zajechać. Wsiadłam do tyłu lekko zdziwiona, że jestem sama. Spojrzałam na kierowcę.
Mari-Gdzie jest Kate?-spytałam kiedy ruszył.
-Panienka Kate nie mogła przyjechać, przez gości, którzy za wcześnie przyjechali. Prosiła bym przekazał jej szczere przeprosiny i przekazał pudełko, które jest na siedzeniu obok, panienki.-powiedział obojętnie. Gdy nazwał mnie panienką ledwo powstrzymałam się od skrzywienia się. Spojrzałam na siedzenie obok, na którym było małe opakowanie. Otworzyłam je wyjmując czarną maskę.

Mari-O co chodzi z tą maska?
-Czyżby panienka Kate nic nie powiedziała? To przyjęcie ma jedną zasadę jaką są obowiązujące maski. Mam nadzieję, że to nie problem.-mówił nie spuszczając wzrok z drogi. Westchnęłam zakładając maskę i mocno zawiązując tasiemkę. Już po tylu latach noszenia masek mam w tym wprawę. Mając ją na sobie czuję sie w 100% bezpieczna i niepokonana. Jak widać Sayuri ciągle we mnie siedzi czekając na okazję do przejęcia kontroli. Mimowolnie pogrążyłam się w wspomnieniach, o których zapomnienie wydaję się niemożliwe. Nawet nie wiem kiedy dojechaliśmy. Duża willa z pięknym ogrodem, który przypomina park. Z tyłu jest podświetlany basen i scena z parkietem. Kate zawsze była księżniczką swoich rodziców, więc nic dziwnego, że się na to zgodzili. Gdy pojazd się zatrzymał wysiadłam i skierowałam się w stronę, z której dobiegała głośna muzyka. Na szczęście udało mi sie przecisnąć pomiędzy gośćmi, których jest z dwustu jak nie lepiej, i znaleźć Kate, która flirtowała z trzema facetami na raz. Złapałam ją za łokieć i odciągnęłam na bok ogrodu w cichsze miejsce. Mimo, że dziewczyna nosi maskę bez trudu ja rozpoznałam. Po prostu za bardzo się wyróżnia.
Kate- Mari świetnie wyglądasz. Choć mogłabyś rozpuścić włosy i ubrać sukienkę. Przynajmniej założyłaś szpilki. Nie ważne. Ta maska świetnie do ciebie pasuję.
Mari-Czy ja wiem?-spytałam odruchowo, jakby od niechcenia. W masce czuję się w pełni sobą, ale ona nie musi o tym wiedzieć.
Kate-Wybacz mi ale muszę zająć sie gośćmi potem się spotkamy.-powiedziała i tyle co ją widziałam. Rozejrzałam się po okolicy. Po bokach stoją stoły z przekąskami i napojami, nad głowami są powieszone kolorowe lampki, Z przodu jest scena z parkietem. Wszystko wygląda całkiem nieźle. Więc czemu mam złe przeczucie? Westchnęłam biorąc od kelnera kieliszek z szampanem. Muszę się rozluźnić, bo wpadam w paranoje. Wypiłam wszystko duszkiem i odłożyłam pusty przedmiot na stolik. Przyznaje. Choć mam piętnaście lat to nie pierwszy raz piję. Szczerze mówiąc od moich ostatnich urodzin, często zdarza mi się na jakiś imprezach wypić kieliszek czy dwa. Ale co się dziwić? Mój organizm regeneruje się i pozbywa szkodliwych substancji w takim tępię, że mogłabym wypić pół butelki wódki, a po godzinie byłabym zupełnie trzeźwa i to bez kaca. Tak więc te dwa kieliszki to tyle co nic. Jedyne skutki uboczne jakie do tej pory miałam przy dużym wypiciu to spowolniony refleks, wolniejszy tok myślenia i o wiele mniejsze poczucie posiadania jakichkolwiek problemów.
Luis- Niech mnie. Czy mi się wydaję czy wielka Mari postanowiła przyjść na imprezę? To chyba nie przystoi asystencie komisarza. -powiedział z uwodzicielskim uśmiechem.
Mari- Bardzo śmieszne.-powiedziałam z ironią.-Gdzie podziałeś siostrę?
Luis-Emili jak przykładna świętoszka siedzi w domu z chłopakiem.
Mari-I wszystko jasne.-mruknęłam opierając się o jakieś drzewo. -Nie znoszę szpilek.
Luis-Szkoda, bo ci pasują. -powiedział opierając dłoń obok mojej głowy i przybliżając się z uwodzicielskim uśmiech.
Mari-Skoro tak uważasz. -odpowiedziałam z chytrym uśmieszkiem na co chłopak pochylił się nade mną.
Luis-Przez te nasze gierki tracę zainteresowanie wszystkich ślicznotek. -szepnął mi do ucha na co się uśmiechnęłam.
Mari-Oj nie bądź zły. I tak nie miałbyś szans, a teraz wybacz, ale mam mnóstwo rzeczy do zrobienia.-powiedziałam wymykając się i odchodząc. Uśmiech, który do tej pory miałam natychmiast zniknął. To aż dziwne, że ani Kate, ani Luis czy Emili mimo, że spędzają ze mną tyle czasu nie skapnęli się, że ciągle gram. Może po prostu jestem aż tak dobrą aktorką? Z resztą to i tak nieważne. Wiec po co o tym myśleć? Mimowolnie skrzywiłam się gdy moje uszy doznały szoku pod wpływem o wiele za głośnej, krzykliwej muzyki. Spojrzałam na scenę, na której jacyś podrzędni muzycy wygrywali przypadkowe nuty i darli się do mikrofonu. I to ma być muzyka? Kate ma zazwyczaj lepszy gust. Dopiero po chwili gdy światło skierowało się na wokalistę wszystko zrozumiałam. Przystojniak, o blond włosach i pięknych piwnych oczach. W skrócie typ Kate. Przynajmniej w tym tygodniu. Oddaliłam się ile tylko mogłam stojąc w najbardziej opustoszałej części ogrodu. Żałuje, że nie wzięłam zatyczek. No cóż. Mogłam przypuszczać takie zakończenie gdy zgodziłam się przyjść. Czemu ja to w ogóle zrobiłam?
Don-Bo chcesz się wpasować.- usłyszałam za sobą. Odwróciłam się z niechęcią wypisaną na twarzy. Chłopak, a raczej moje urojenie stało sobie spokojnie opierając się o drzewo, których tu pełno.
Mari-Lub po prostu nie widziałam sensu w kłótni.
Don- Rób co chcesz, ale gdyby wszystko było w porządku nie rozmawiałabyś teraz ze mną.
Mari-Nie znoszę gdy się pojawiasz. Nie dość, że czuję sie jak wariatka to jeszcze inni to widzą. Zrób mi przysługę i się nie pojawiaj.
Don-A jeśli będziesz mnie potrzebować?
Mari-To cię zawołam.-odpowiedziałam kłócąc się tak naprawdę sama ze sobą. Don jedynie tajemniczo się uśmiechnął i zniknął. Rozejrzałam się w koło jednak nikt nie zwraca na mnie uwagi. Chociaż z drugiej strony każdy z gości gdyby mnie przed chwilą zobaczył zapewne uznałby, że się upiłam i gadam do drzewa, bo właśnie tak się czuje. Może być gorzej? Jak na zawołanie wszystkie lampki nagle eksplodowały, a na głowy wszystkich spadły małe iskry, które szybko zgasły, a muzyka, która tak strasznie mi przeszkadzała ucichła w jednej chwili, pozostawiając po sobie krępującą pustkę. Jedyne co rozprasza mrok to światło tworzone przez parę drobnych lamp, które tworzą pół cień. Im głębiej do środka tym ciemniej. Nawet nie dziwi mnie, że wszyscy jak ćmy do ognia popędzili pod ostatnie źródła światła. Pewnie nie wiedzą, że jeśli to atak, to w ten sposób stali się łatwiejszym celem. Idioci. Cofnęłam się parę kroków, pozwalając otoczyć się mrokowi, który pochłonął moją postać. Powinnam czuć strach i niepokój tak jak inni, zamiast tego nie czuje nic co mogłoby być podobne do odczuć pozostałych. Zwykła obojętność i ciekawość dalszego rozwoju sytuacji. Znam to uczucie. Zawsze tak się czułam podczas misji kiedy byłam Sayuri. Teraz brakuje jedynie tej niesamowitej adrenaliny, która wypełniała każdą komórkę mojego ciała i kazała mi walczyć. To wszystko przez tą maskę. Mam przynajmniej taką nadzieję. Wyczekiwałam pojawienia się czegoś lub kogoś. Odpowiedzi zaistniałej sytuacji. Jednak nic takiego nie nadchodziło. Przynajmniej do momentu w którym przez okno wyleciał nie kto inny ,niż jeden z pomagierów tych debili z Ligi Sprawiedliwych -Mały Flash. Chłopak podniósł się i rozejrzał po wszystkich.
Mały Flash-Spokojnie, wszystko jest pod kontrolą. Zaraz będziecie mogli wrócić do zabawy, a tak na marginesie. Przekąski rewelacyjne. -powiedział jakby nic się nie stało i pobiegł gdzieś z taką prędkością, że mój wzrok nie mógł nadążyć za ciałem chłopaka.  Domyślam się, że wrócił do domu.
Kate-O nie nikt nie będzie demolował mi chaty.-powiedziała naburmuszona i jak ostatnia kretynka wbiegła do budynku. Westchnęłam i pobiegłam za nią. Chyba również jestem kretynką. Kolejny powód na to, że nie wart mieć przyjaciół. Nie trzeba im pomagać i można po prostu stać bezczynnie zamiast głupio ryzykować. Kate biega szybciej niż myślałam. Nim się zorientowałam była już na trzecim piętrze gdy ja ledwie wbiegłam na drugie. Kompletna wariatka. Złapałam ja dopiero gdy zatrzymała się w rogu. Zapewne w końcu zaczęła myśleć i wie w jak beznadziejnej sytuacji jest. Podeszłam do niej i z zwykłej ciekawości na parę sekund wyjrzałam na bandę super pomagierów. Może i sobie radzą, ale popełniają sporo błędów.Cofnęłam się o parę kroków łapiąc blondynkę za nadgarstek.
Mari-Oszalałaś? W tej chwili schodzisz ze mną na dół i wzywasz ochronę.-szepnęłam z groźbą w głosie.
Kate-Żartujesz? Widziałaś tych przystojniaków? Z reszta to superbohaterowie co może się stać?-spytała normalnie jakby za rogiem nie odgrywała się walka. Nawet się nie zdziwiłam gdy zauważyłam jak na przeciw nam staję paru podrzędnych członków Cieni. Przeklęłam w myśli, łapiąc mocno blondynkę za nadgarstek i zaciągając do najbliższego pokoju nim zostałyśmy postrzelone. Popchnęłam ją do środka i szybko zakluczyłam drzwi.
Mari- Zadowolona? W końcu co może się stać?!-warknęłam przepychając pod drzwi jakieś szafki.
Kate-Ja...ja...-dopiero teraz spojrzałam na dziewczynę, która nie dość, że przerażona to na dodatek jest bliska płaczu.
Mari-Nie ważne.-powiedziałam już spokojnie.-Kate teraz sie skup i powiedz, po co mogli tu przyjść? Co twój ojciec ostatnio przywiózł?-spytałam dokładnie ją obserwując. Tata Kate często wyjeżdża za granicę gdzie kupuje lub znajduje jakieś cenne przedmioty. Zwykle daje je do specjalnego sejfu w najlepiej strzeżonym banku świata, czasem przekazuje je też do muzeum czy galerii sztuki, jednak najczęściej zostawia je dla siebie, swojej żony lub dla Kate by zrobić ze swojej córeczki prawdziwą księżniczkę. Aż chce się rzygać.
Kate- Naszyjnik z rubinem z jakiegoś sarkofagu. Mówił coś o jakiś symbolach na odwrocie, ale nie wiem co znaczą. Ale mówię ci ten kryształ jest przepiękny...-mówiła i pewnie mogłaby o tym gadać ile chce, ale przerwałam jej.
Mari-Gdzie jest?
Kate-W moim pokoju w szkatułce. Chwileczkę. Co ty chcesz zrobić?
Mari-Odciągnę ich uwagę. Ty wyskakujesz przez okno, a ja idę szukać tego naszyjnika i coś wymyślę.-powiedziałam podprowadzając ją do balkonu.
Kate-Nie będę skakać przez okno. Chcesz bym skręciła sobie kark?-spytała zszokowana moim pomysłem. Ja jedynie przekręciłam z poirytowaniem oczami i najnormalniej w świecie wypchnęłam ja przez barierkę. Już po chwili usłyszałam głośny plusk. Wyjrzałam na dół by zobaczyć jak Kate wynurza się z pod tafli wody i patrzy na mnie z wściekłością w oczach. Miała szczęście, że był tam basen. Z drugiej strony miała szczęście. Myślałam, że jest tam trampolina, ale z moją orientacją w terenie nawet nie dziwie się, że się pomyliłam.
Kate-Jesteś nienormalna.-powiedziała grożąc mi ręką, po czym podpłynęła na brzeg. Znając życie do jutra jej przejdzie. Westchnęłam i podeszłam do drzwi, od barykadowałam je po czym wyszłam. Na szczęście tamci dali sobie spokój i wrócili do walki, która jak sądzę po odgłosach trwa w najlepsze. Cicho przeszłam po schodach na górę i skierowałam się do pokoju blondynki. Na szczęście nikogo tu nie ma. Sypialnia Kate wygląda jak prawdziwa komnata królewska. Drogie meble robione na zamówienie, których nie powstydziłaby się królowa Wielkiej Brytanii. Wszystko luksusowe, stylowe i ze smakiem. Jest też idealny kontrast między nowoczesnymi urządzeniami, a meblami, które wyglądają jakby wyciągnięto je z średniowiecznej bajki. Teraz w ciemnościach pomieszczenie to wygląda trochę upiornie, jednak jak dla mnie ciągle jest tu za... słodko. Jak dla małej dziewczynki, żyjącej w świecie gdzie zło nie istnieje, bieda to tylko niedoszłe wspomnienie, a wojny są jedynie w książkach. Z drugiej strony Kate właśnie taka jest. Odsunęłam od siebie tą myśl skupiając się na zadaniu. Podeszłam do szafki z dużym lustrem i zaczęłam przeszukiwać półki szukając kosmetyczki, którą znalazłam w trzeciej od góry szufladzie. Wyjęłam przedmiot i otworzyłam go. Po miedzy złotymi kolczykami, diamentowymi bransoletkami, pierścionkami z szmaragdami i naszyjnikami, które kiedyś należały do wielkich osobistości w tym niejednej księżnej, znalazłam ten którego szukałam. Piękny amulet, na szerokim, złotym łańcuszku. Wzrok od razu ściągał na siebie ogromy rubin obwodu pięści dziecka. Wzięłam przedmiot i odwróciłam go starając się zauważyć znaki o których mówiła Kate.
Mari-Hieroglify.-mruknęłam. Dopiero teraz przypomniałam, sobie, że ojciec mojej przyjaciółki, o ile mogę ją tak nazwać, był ostatnio w Egipcie. Można było spodziewać się, że kiedyś to jego gromadzenie pamiątek tak się skończy. Przejechałam palcami po rysunkach. Mój mózg automatycznie je przetłumaczył. Już sama nie wiem czy to wynik tych wszystkich lat spędzonych w Lidze Zabójców czy moich zdolności. "Jakie to zwierzę, które o świcie chodzi na czterech nogach, w południe na dwóch, a w nocy na trzech.". Od razu na myśl przyszedł mi Sfinks. Pewnie dlatego, że miałam o tym lekcje historii. Już chciałam schować naszyjnik gdy drzwi gwałtownie się odtworzyły. Od ruchowo przyjęłam pozycję obronną widząc nie kto innego jak samą Cheshirę.
Cheshire- Widzę, że masz coś co chcę. Radzę ci to grzecznie oddać, a szybko z tobą skończę.-powiedziała spokojnie i może nawet przyjaźnie jednak w jej głosie bez trudu dało się wyczuć groźbę.
Mari-Wybacz, ale mam umówione spotkanie na jutro, więc jeszcze nie chce kończyć, a co do wisiorka no cóż. Za bardzo mi się spodobał. Może innym razem.-odpowiedziałam pewnie, żałując, że nie mam na sobie stroju Sayuri, że nie mogę się znowu w nią wcielić, że teraz dla bezpieczeństwa muszę się ograniczać. Muszę po prostu uciec. Kiedy tak nisko upadłam?
Cheshire-To, że założyłaś maskę, nie robi z ciebie bohaterki. Daje ci ostatnią szanse.- teraz jej głos był po prostu stanowczy i wrogi. Zabawa chyba się już skończyła. Wyprostowałam się kątek oka rozglądając po pokoju w poszukiwaniu czegoś pożytecznego.
Mari- Nigdy nie powiedziałam, że jestem bohaterką i oddam ci ten naszyjnik pod warunkiem, że będę mogła stad bezpiecznie wyjść.- na te słowa kryminalistka schowała swoje ostrza sai.
Cheshire-Rzuć mi naszyjnik, a nic ci się nie stanie. -gdy tylko to powiedziała ustawiłam się jakbym miała wykonać polecenie lecz w ostatniej chwili złapałam za wazon z wodą i rzuciłam w nią odwracając się i biegnąc w stronę balkonu. W ostatniej chwili przeskoczyłam nim sai trafiło mnie w głowę. Nim wpadłam do basenu wstrzymałam oddech starając się zebrać w płucach jak najwięcej tlenu. Mimowolnie zamknęłam oczy czując zimno wody na cielę.  Dopiero gdy czubkiem palców u stóp poczułam dno wypłynęłam na powierzchnię zaciskając jeszcze bardziej w dłoni naszyjnik. Ledwo spojrzałam w stronę balkonu, a w moim kierunku poleciały sai. Od razu się zanurzyłam i starając się unikać pocisków dopłynęłam do brzegu. Zabrałam parę ostrzy i włożyłam je za pasek spodni, na wypadek walki. Gdy wszystko ucichło, a moje płuca zaczęły domagać się dostępu do powietrza wypłynęłam i szybko wyszła. Wystarczył lekki powiew wiatru bym poczuła zimno, spowodowane tą jakże miłą kąpielą. Jeszcze raz spojrzałam na balkon , który teraz jest pusty. Czyżby skończyła jej się broń? Schowałam naszyjnik do wewnętrznej kieszeni kurtki i wyjęłam sai. Tylko trzy. Powinno wystarczyć. Plan? Wątpię bym miała jakikolwiek. Z resztą nigdy nie miałam. Po co je układać skoro nigdy się nie sprawdzają i zawsze są jakieś komplikację? Dobra jakiś zakres z priorytetami musi być. Priorytet? Wydostać się nim któryś z tych dzieciaków od Ligi mnie zauważy. Naszyjnik? Podrzucić na policje. Najlepiej do Gordona, co dalej się nim stanie mam gdzieś. U Kate nie może zostać. Nim się zorientowałam w moim kierunku poleciał pocisk, ze zwykłej spluwy. W ostatniej chwili złapałam jedno ze sai i go odbiłam. Spojrzałam na osobę, która omal mnie nie zabiła. Sportsmaster. Czy ten wieczór może być gorszy? Nawet nie chce znać odpowiedzi na to pytanie.
Mari- Ta walka jest bezsensu i tak przegrasz. Wycofaj się nim pokona cię podrzędna nastolatka.-powiedziałam pewna siebie głosem nieznoszącym sprzeciwu.
Sportsmaster- Jesteś zbyt pewna siebie. Czas by ktoś nauczył cię pokory.-chętnie bym mu powiedziała, że to daremny wysiłek, ale nie mam na to czasu. Zaczęłam biec w jego kierunku. Mężczyzna spodziewając się ataku ustawił sie w pozycji bojowej. Ja natomiast zacisnęłam pięść lecz zamiast go uderzyć wyminęłam go i rzuciłam w jego kierunku dwa z trzech ostrzy zmuszając przeciwnika do cofnięcia się. Nie czekając na kontratak po prostu biegłam dalej. Gdy udało mi się dobiec do muru, którego zadaniem miało być bronienie posesji,  wspięłam się na mur i przeskoczyłam go.  Fart się w końcu do mnie uśmiechnął. Wylądowałam miękko niedaleko bocznego parkingu. Z daleka zauważyłam migoczące światła i usłyszałam policyjne syreny. Spokojnym krokiem podeszłam do tłumku gapiów, w którym odszukałam Kate.
Mari-Nie udało mi się dostać do twojego pokoju. I sorry za to, że cię wyrzuciłam, ale trochę spanikowałam-powiedziałam odciągając ją na bok. Choć drugie zdanie to w całości kłamstwo Kate zdaje się tego nie zauważyć. Po prostu mnie przytuliła, czego nie potrafię odwzajemnić. Przynajmniej teraz. Nie mam na to siły.
Kate-Plus, że nic ci się nie stało i z s tego co widzę to też miałaś przyjemną kąpiel. Będziemy musiały to kiedyś powtórzyć.-powiedziała z uśmiechem jakby nigdy nic. No cóż. Blondynka zawsze żyła w swoim świecie i niech sobie w nim żyje nadal. Wystarczy, że nie będzie się wtrącała do mojego. Nie chcąc rozmawiać z policją nakłoniłam Kate by zakupiła od kogoś samochód i mi go podarowała w ramach rekompensaty. Dziewczyna zrobiła to bez słowa sprzeciwu i już po chwili miałam w swoim posiadaniu czarne lamborghini. Może być. Mimo, że nie mam prawo jazdy wsiadłam na miejsce kierowcy, wcześniej uzgadniając z Kate, że jakby coś mnie tu nie było.  Oczywiście zgodziła się. Trudno nie użyć przy jej opisie słowa "naiwna". Odgoniłam od siebie tą myśl i wycofałam z podjazdu wyjeżdżając tylną drogą.  Na wszelki wypadek oczywiście w połowie drogi zmieniłam pojazd na taksówkę, która podwiozła mnie prosto pod dom. Co zrobiłam z nowym samochodem? Wraz z kluczykami zostawiłam na parkingu. Nie obchodzi mnie co się z nim stanie. I tak nie jest mi potrzebny. Gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi skierowałam sie na górę by wziąć gorący prysznic i przebrać sie w suche rzeczy. Jeszcze tylko wykombinować jak podrzucić ten cholerny wisiorek Gordonowi i mogę się kłaść. Muszę przyznać, że ten dzień jednak nie był taki zły. No cóż. Trudno pozbyć się nałogu, jakim było dla mnie życie Sayuri.


Ogłoszenia Parafialne!
No cóż notka może wydawać się nudna, krótka i pewnie sporo w niej błędów, ale starałam się ją napisać jak najszybciej z powodu mojej uprzedniej długiej nieobecności. 
No cóż blog miał być w tematyce Ligi Młodej i w końcu jakaś walka jest, nawet był monolog Małego(tak wiem jestem wielka XD )
Ponieważ  chcę między innymi opisać jak Mari dostaje się i dopasowuje do drużyny, nie chce robić tego, w ten sposób, że w pierwszym opowiadaniu jest akcja i nagle ta dam "Witaj Sayuri(Mari) w zespole". Nie długo już się doczekać akcji z całym zespołem i to obiecuję. 
Dalej żeby nie doszło do nieporozumień. 
Kiedy bohaterowie moich opowiadań będą służbowo, będę pisała dialogi typu"Sayuri-(...), Robi-(...), Superboy-(...)" itd. natomiast kiedy będą prywatnie wkraczają imiona "Mari-(....), Dick-(....), Coner-(...)" Jeśli ktoś nie wie kto jest kto warto sobie spojrzeń na posta pt. "Postaci", lub zapytać w komentarzu. 
Jeśli chodzi o naszą wspaniałą telepatie to w takich przypadkach będę dawała "*" przy imieniu. Np. "Megan*-(...) , Sayuri*-(...)" itp. 
Coś jeszcze?
Aha. 
Będą też sytuację, w których  będę opisywała sny lub wspomnienia bohaterki wtedy tekst będzie napisany kursywą. Zdarzą się też przypadki gdy będę pisała z czyjegoś punktu widzenia nie tylko Mari, ale wtedy napiszę nagłówek z PSEUDONIMEM postaci. 
Na dzisiaj to już koniec. Do następnego. 

czwartek, 13 listopada 2014

Prolog

Na tym świecie jest pełno rzeczy niepojętych, tajemniczych i...mrocznych.
Są okoliczności, wydarzenia oraz osoby, których nie można zrozumieć.
Życie jest trudne i nikomu nie daję taryfy ulgowej.
Wszyscy mamy problemy większe i mniejsze.
Problemy, z którymi możemy poradzić sobie tylko sami, z dala od wścibskich oczu innych.
Istnieją też tajemnice, które skrywamy na dnie duszy w obawie przed ich ujawnieniem.
Każdy je ma.
W tym i ja. 
Ale gdzie moje maniery. Jeszcze się nie przedstawiłam.
Nazywam się Mari Nakane. Mam piętnaście lat, duszę wojowniczki i przeszłość, której nikomu nie życzę. 
W wieku sześciu lat straciła rodziców. Od tamtej pory radzę sobie sama.
Co się ze mną działo do dzisiaj? 
To już moja sprawa.
Dziś mieszkam sama,bo według sądu jestem wystarczająco dojrzała by uchodzić za osobę pełnoletnią, uczę się i choć dopiero od niedawna mieszkam w Gotham, to pracuję jako asystentka Jamesa Gordona w policji. 
W skrócie radzę sobie jak się da. 
Ale czy nie mówiłam o tajemnicach?
Mam ich sporo. Począwszy od przeszłości skończywszy na teraźniejszości.
Ukrywam swoje prawdziwe ja, gram przed innymi i bardzo często ich okłamuje.
Jestem w tym chyba już ekspertką. 
Mam też, a raczej miałam swoje drugie wcielenie o imieniu Sayuri.
Nie powiem wam czym się zajmowałam. Według jednych byłam bohaterką, zdaniem innych kryminalistką. 
To już z resztą i tak nieważne.
Zostawmy przeszłość i przenieśmy się do czasów obecnych bo to właśnie od "teraz" zaczyna się ta historia.

**&**


"Co ci mówi su­mienie? Po­winieneś stać się tym, kim jesteś. "-Fryderyk Nietzsche


Włożyłam ostatnie akta do odpowiedniej pułki i westchnęłam. Komisarz James Gordon kiedyś przyjaźnił się z moimi rodzicami kiedy jeszcze żyli, więc nie zdziwiłam się kiedy powiedział mi, że jeśli szukam pracy to śmiało mogę wstąpić w szeregi policji. Nawet się ucieszyłam. Tyle, że myślałam, że będę jeździła na jakieś akcje, a nie robić w papierkowej robocie. 
Gordon-Jak ci idzie?- usłyszałam za sobą. Odwróciłam się do mężczyzny i uśmiechnęłam.
Mari-Już skończyłam. -odpowiedziałam siadając przy swoim biurku. Jedyny przywilej z bycia asystentką komisarza.- Jest pan pewny, że jestem asystentką komisarza, a nie sekretarką?- na to pytanie się uśmiechnął.
Gordon-Z całą pewnością. Do puki nie zrobisz licencji nie masz co marzyć o pracy w terenie. Z resztą już ci mówiłem byś nie zwracała się do mnie na Pan.
Mari- Ciągle zapominam. -odpowiedziałam wstając i zakładając swoją kurtkę.- 21:00. Koniec mojej zmiany. W razie czego jestem pod telefonem.
Gordon-Dobrze. Uważaj w drodze powrotnej.- powiedział, a raczej powtórzył się. Od kąt przeprowadziłam się do Gotham zachowuje się tak jakbym była dzieckiem.
Mari-Jak zawsze. Do jutra.- mówiąc to wyszłam z komisariatu i zaczęłam iść w kierunku domu. Mam do niego niezły kawałek, więc zazwyczaj jeżdżę motocyklem, ale wczoraj oddałam go do serwisu. Podsumowując do jutra jestem skazana na publiczne środki transportu i siłę własnych nóg. Zimny wiatr rozwiał moje włosy, a jedyne co przerywało ciszę to stukanie moich butów. Mimowolnie zatrzymałam się i rozglądnęłam po otoczeniu. Za cicho jak na Gotham i o wiele za spokojnie. Normalnie o tej porze widać dzieciaki włóczące się po mieście, bezdomnych lub jakiś nędznych chuliganów, którzy myślą, że mają w kieszeni cały świat. Nie mówiąc też o bandytach i członkach gangów, z którymi normalny człowiek nie chciałby się znaleźć w ciemnym zaułku sam na sam. Zacisnęłam pięści i na chwilę zamknęłam oczy.
Mari-To już mnie nie dotyczy.-szepnęłam rozluźniając się i idąc dalej, choć jakiś głosik w mojej głowie wręcz panicznie nawoływał, że gdzieś w okolicy coś się dzieję, a ja powinnam tam być. Mimo wszystko zignorowałam to nie zatrzymując się nawet na chwilę. Dobrze wiem, że jeśli sprawdzę co się dzieję, nie będę mogła przejść obok, a właśnie tego chce. Obojętnie to zignorować. W końcu w Gotham co chwila wybuchają jakieś afery, a ja nie zamierzam być jego zbawicielką. Głównie dlatego, że zamierzałam i wciąż zamierzam skończyć wszystko co ma powiązania z Sayuri. No ale to zawsze było ode mnie silniejsze i pewnie tylko dlatego należę do policji Gotham. Dreszczyk emocji, którego nie da się w całości porzucić.Gwałtowny powiew wiatru przerwał moje rozmyślania. To na pewno nie jest zwyczajny podmuch. Jest w nim coś co sprawia, że wiem, że to w tamtym kierunku dzieje się coś przy czym powinnam być. Nosz cholera. Czy nie mogę sobie pożyć jak inni? Przechodzić obojętnie wobec przemocy, nie interesować się cudzymi problemami i różnymi napadami i wszystkim co z tym związane. Czy ja zawsze muszę zgrywać nie poprawną wojowniczkę bo w końcu do bohaterki mi daleko?Chyba tak, skoro zaczęłam iść w kierunku z którego wiał wiatr. Tylko zobaczę co się dzieję i idę do domu. Może to po prostu moja wyobraźnia?
Don- Ładujesz się w kłopoty.-powiedział z uśmiechem oparty o ścianę jakiegoś budynku, po czym się od niego odepchnął i spojrzał na mnie, jednak nie zatrzymałam się. -Zamierzasz mnie ignorować?-tym razem pojawił się przy lampie, lecz już po chwili stanął na przeciwko mnie. Jego uwagi są wkurzające.
Mari-Nie zamierzam gadać z własną halucynacją.-mówiąc przeszłam przez niego. Don jest moją halucynacją gdzieś od... od kąt pamiętam. Czyli od kąt obudziłam się w szpitalu po wypadku. Najpierw myślałam, że to po prostu chłopiec z sąsiedniego łóżka, który potrafi mnie zrozumieć, lecz po jakimś czasie zdałam sobie, że tylko ja go widzę i wszystko stało się jasne. Jedna pieprzona psychoterapeutka mi to skutecznie wytłumaczyła. Potrząsnęłam głową odrzucając wspomnienia.
Don- Czyżbym coś przegapił? Wydawało mi się, że miałaś porzucić Sayuri, a ty idziesz władować się w kłopoty. Chyba jedno z nas ma problemy z pamięcią.- nie chce mi się komentować tej wypowiedzi, jednak nie mogę go ignorować. Choć kłótnia z własną podświadomością jest bezsensowna.
Mari- Fałszywy alarm.
Don-Myślisz, że mnie oszukasz?-mówił idąc obok mnie.
Mari-Wynoś się. Nie mam ochoty z tobą gadać.- powiedziałam przyśpieszając. Jak widać tym razem się posłuchał bo nigdzie go nie ma. Odetchnęłam z ulgą i wróciłam do normalnego marszu. Szłam tak do momentu kiedy usłyszałam wystrzał. Zatrzymałam się zaciskając pięści, po czym zaczęłam biec. Przebiegłam przez szczelinę pomiędzy dwoma budynkami zatrzymując się przy krawężnika. Przecież obserwacja to nic złego.Drugi strzał skierował mnie w kierunku parku. Nawet nie wiem kiedy weszłam do środka. Teraz wszystkie drzewa wyglądają jak z horroru, jednak wcale mi to nie przeszkadza. W końcu są straszniejsze rzeczy. Z drugiej strony jakoś nie przychodzi mi ani jedna rzecz, której bym się bała. W końcu dobiegłam do źródła tych wystrzałów, a dokładniej do polany położonej w środku parku. Schowałam się za jednym z wiekowych drzew i obserwowałam scenkę, w której jakiś gangster ze spluwą celuję w trzyosobową rodzinę, a jego partner się temu przygląda z głupim uśmieszkiem. Obaj wyglądają na jakąś trzydziestkę. Rodzina składająca się z rodziców i syna wyglądają na przerażonych skuleni w jednym punkcie. Mężczyzna próbuje osłonić swoim ciałem najbliższych, lecz za wiele nie wskóra. Kolejny ślepy strzał, który przeleciał obok nich i wybuch śmiechu przestępców. Okej jakieś rabunki to jedno, ale czerpanie radości z czegoś takiego aż prosi się o uwagę. Założyłam kaptur od bluzy, który zakrył większość mojej twarzy, jednocześnie nie ograniczając mi pola widzenia i skórzane rękawiczki, które miałam w kieszeni. Wyszłam z ukrycia wolnym krokiem i bez jakiś oporów zatrzymałam parę metrów od mężczyzn, którzy teraz celowali we mnie.
Mari-Radzę wam schować te zabawki i tak wiele nimi nie wskóracie.
-Lepiej spadaj laluniu, bo ci się oberwie.-powiedział ten z bronią, na co drugi zwycięsko sie uśmiechnął.
-Z drugiej strony jeśli chcesz się zabawić ślicznotko to zdejmij kapturek i pokaż co umiesz.-powiedział ten drugi, na co ja spokojnie podeszłam.
Mari-Pokazać co umiem, co? Jeśli chcecie.-odpowiedziałam podchodząc po czym położyłam dłonie na krawędziach kaptura, lecz kiedy tylko znalazłam się wystarczająco blisko, zamiast zdejmować nakrycie złapałam za nadgarstek faceta ze spluwą, wykręcając go i wyrywając broń. Nim zdążył zareagować uderzyłam go w głowę rękojeścią spluwy, a następnie z prawego sierpowego, nokautując przeciwnika. Oczywiście ten drugi również postanowił zadziałaś, jednak z nim poszło jeszcze szybciej. Kopniak z półobrotu, uderzenie w brzuch, a następnie w tył głowy. Decydujące było uderzenie w kark, które go uśpiło. Ironia losu. Nawet przestępczość w Gotham schodzi na psy. Mój wzrok przeniósł się na rodzinkę, która to wszystko obserwowała. Nic nie mówiąc wyjęłam ze spluwy magazynek i po prostu go zmiażdżyłam zostawiając broń i ulatniając się z tamtego miejsca. Mam tylko nadzieję, że mnie nie rozpoznali. To było ostatni raz. Przynajmniej mam taką nadzieję. 

piątek, 17 października 2014

Ask

Jeśli macie do mnie jakieś pytania od dziś możecie je zadawać przez ask.fm na http://ask.fm/MariNakane

środa, 15 października 2014

Postaci


Imię:Mari Nakane
Pseudonim: Sayuri
Wiek:15
Miejsce zamieszkania:Gotham
Charakter:Mari jest odważną, pewną siebie i zadziorną buntowniczką, która nie cofa się przed niczym. Jest inteligentna, rozsądna dziewyczną, która potrafi pokazać pazurki. Choć częściej polega na swojej intuicji niż na zdrowym rozsądku, umie zachować zimną krew w trudnych sytuacjach. Uwielbia niebezpieczeństwo oraz wolność i nie cierpi gdy się jej rozkazuje lub gdy ktoś miesza się w jej sprawy.Przez swoją dumę i upór często ładuje się w kłopoty, z których jednak dzięki swojemu doświadczeniu najczęściej wychodzi bez szwanku. By panować nad mocami tłumi swoje emocje kontrolując je, przez co czasem wydaję sie być pozbawiona uczuć. Jest świetną aktorką, kłamczuchą i potrafi manipulować innymi jak nikt. 
Zdolności specjalne:Władza nad żywiołami:ogniem, wodą, powietrzem, ziemią; regeneracja; zdolności uzdrawiające; zwiększona wytrzymałość, odporność siła i intuicja.
Umiejętności:Zwinność, zręczność, zdolność logicznego myślenia, najwyższy stopień w sztukach walki. Mari jest też przeszkolonym szpiegiem i hakerką. Posługuje się prawie każdym rodzajem broni, ale zazwyczaj są to noże kunai i shurikeny. 
Słabe punkty:Zbyt wielka pewność siebie, impulsywność i nieufność. 
Doświadczenie:Nieznane.
Przeszłość:Nieznana. O przeszłości Mari nic nie wiadomo poza tym, że w wieku sześciu lat była świadkiem morderstwa rodziców.
Uwagi: Mari jest magnesem na kłopoty. Choć jest rozsądna zazwyczaj działa impulsywnie bez planu. Nie lubi korzystać ze swoich mocy i mówić o przeszłości. Jest nieufna i zamknieta w sobie. Tajemnicza i samodzielna nie przyznaję się do słabości. Mimo, że wydaję się być zimna i wredna zrobiłaby wszystko by pomóc innym. Lepiej z nią nie zadzierać.
Imię: Caldur
Pseudonim: Wodnik
Wiek:17
Miejsce zamieszkania:Atlantyda
Charakter: Wyjątkowo spokojny, poważny i odpowiedzialny. Stara się widzieć we wszystkich dobro. Często działa jako głos rozsądku drużyny młodych bohaterów, w której jest liderem. Często mówi formalnie, okazuje szacunek dla wszystkich członków Ligi Sprawiedliwych nawet jeśli się z nimi nie zgadza. Czasem zdarza mu się zachowywać impulsywnie.
Zdolności specjalne:Dzięki magicznym znakom na ciele potrafi panować nad kształtowaniem wody.
Umiejętności:Dobrze wyszkolony, jako Atlanta ma też wzmocnioną wytrzymałość i odporność.
Słabe punkty: Czasem bywa zbyt niepewny siebie. 
Doświadczenie:Studia w Atlantyckiej Szkole Magii, nauczanie przez Aquamana i treningi u Black Canary.
Przeszłość:Kiedy mieszkał w Atlancie uczył się tam posługiwania magią, jednak po propozycji jaką dostał od króla Atlanty, Aquamana, postanowił stać się jego uczniem. Końcem końców dostał się do Ligi Młodych, w której został liderem.
Uwagi:Wodnik mimo, że jest bardzo dojrzały z niechęcią odnosi się jako lider uważając to stanowisko za wielki ciężar.

Imię:Roy Harper
Pseudonim:Czerwona Strzała
Wiek:18
Miejsce zamieszkania: Starling City
Charakter:Poważny i stanowczy. Nienawidzi miana pomocnika i gdy się go tak nazywa. Roy jest odpowiedzialny, samodzielny i rozsądny. Jak każdego bohatera cechuje go odwaga. Jest czasem zadziorny i zbyt pewny siebie. Jego duma i upór nie pozwalają mu na dołączenie do ekipy. Mimo maski bezuczuciowego twardziela, Roy potrafi okazywać współczucie i jest gotów wskoczyć w ogień w obronie swoich przyjaciół. Jest szczery czasem do bólu, a jego celem jest dostanie się do Ligi Sprawiedliwych. 
Zdolności specjalne:Brak.
Umiejętności:Roy posługuje się łukiem jak nikt inny. Zawsze trafia do celu, nawet na duży dystans, jest też bardzo dobrze wyszkolony w sztukach walki.
Słabe punkty: Zuchwałość i brak tolerancji dla ekipy młodych bohaterów, sprawiły, że stał się samotnym strzelcem.
Doświadczenie:Praca i treningi z Zieloną Strzałą.
Przeszłość:Roy Harper jest sierotą. Stracił rodziców i brata w wypadku samochodowym, lecz od kiedy Zielona Strzała przyjął go pod swoje skrzydła jego celem stało się dołączenie do Ligi. Jednak gdy ci  odmówili przyłączenia go do siebie, postanowił działać na własną rękę by udowodnić swoją wartość.
Uwagi:Z pierwotnych czterech nastoletnich uczniów, Roy był najbardziej zuchwały i szczery.
Imię: Coner Kent 
Pseudonim: Superboy
Wiek:16
Miejsce Zamieszkania:Jaskinia
Charakter:Jest niepokorny i nie lubi rozmawiać. Jest pewny siebie i rzadko kiedy przyjmuje pomocną dłoń. Impulsywnie rzuca się do walki wierząc, że sam sobie ze wszystkim poradzi.Jest trochę aspołeczny i ma problemy w kontaktach z innymi.
Zdolności specjalne:Super siła, odporność, wysokie skoki, wytrzymałość.
Umiejętności:Dobrze wyszkolony.
Słabe punkty:Łatwo wyprowadzić go z równowagi.
Doświadczenie: Trening u Black Canary.
Przeszłość: Superboy jest klonem Supermana. Kiedy został uwolniony przez Robina, Wodnika i Małego Flasha dołączył do ekipy poznając Marsjankę.
Uwagi: Ma problemy z opanowaniem złości, a jego jedynym celem jest upodobnienie się do Supermana.
Imię: Artemis Crock
Pseudonim:Artemis
Wiek:16
Miejsce Zamieszkania:Gotham
Charakter:Agresywny charakter i gotowość do walki z przeciwnościami losu. Impulsywna i uparta, zawsze odgryza się kiedy ktoś prawi jej złośliwości. Chętnie i bez zastanowienia popada w konfrontacje. Jest odważna i potrafi dochować tajemnicy w końcu sama ma ich całkiem dużo. Podejrzliwa i ostrożna. 
Zdolności specjalne:Brak.
Umiejętności:Uzdolniona łuczniczka, trenowana najpierw przez ojca, a następnie przez Black Canary i Zieloną Strzałę.
Słabe punkty:Dla dochowania tajemnicy jest gotowa okłamywać innych.
Doświadczenie: Treningi z ojcem, Black Canary i Zieloną Strzałą.
Przeszłość:Artemis miała trudne dzieciństwo. Dorastając w przestępczej rodzinie nauczyła się być twarda i ukrywać słabości. Po tym jak jej matka wyszła z więzienia, Artemis czuję w obowiązku opiekowanie się nią. Gdy Zielona Strzała zgodził się stać jej mentorem, a Batman dołączył ją do ekipy, Artemis bez wahania się zgodziła.
Uwagi:By zachować swoją tajemnice jest gotowa okłamywać ekipę i nie tylko.


Imię: Wally West
Pseudonim:Mały Flash
Wiek:16
Miejsce Zamieszkania: Centaral City
Charakter:Dowcipny i zalotny. Najpierw działa potem myśli. Potrafi w niemal każdej sytuacji powiedzieć coś zabawnego.Niecierpliwy i impulsywny. Zawsze chce być w centrum wydarzeń. Lekkomyślny i inteligentny. Nie wierzy w magię starając się wszystko wytłumaczyć za pomocą logiki i nauki. Często bierze z misji pamiątki.
Zdolności specjalne: Hiper szybkość.
Umiejętności: Dobrze wytrenowany, szybki.
Słabe punkty: Czasem jest zbyt impulsywny, przez co ładuję się i innych w kłopoty.
Doświadczenie: Trening pod okiem Flasha, a następnie nauki u Black Canary.
Przeszłość: Wally zawsze podziwiał swojego ojca Flasha, jednak kiedy ten odmówił mu pomocy w zdobyciu nadludzkiej szybkości z powodu niebezpieczeństwa, Wally postanawia sam powtórzyć eksperyment. Mimo, że jego działanie kończy się sukcesem trafia do szpitala. Końcem końców Flash zgadza się trenować syna. jest jednym z pierwszych członków ekipy Ligi Młodych.
Uwagi:Mały Flash mało kiedy myśli o konsekwencjach swoich działań.

Imię: Megan Mors
Pseudonim: Marsjanka
Wiek:16(ziemskie)
Miejsce Zamieszkania:Jaskinia
Charakter: Megan jest nieśmiała, słodka, miła, uprzejma i troskliwa.Zawsze chętna do pomocy i zaradna. Uwielbia gotować i pragnie znaleźć sobie miejsce na Ziemi i w ekipie. W każdej sytuacji można na nią liczyć.
Zdolności specjalne:Zmiennokształtność,niewidzialność, telekineza, telepatia, latanie.
Umiejętności: Średnie zdolności walki, głównie polega na swoich marsjańskich mocach.
Słabe punkty: Czasem jest zbyt delikatna i nieświadoma okrucieństw realnego świata.
Przeszłość: Marsjanka zawsze pragnęła przybyć na Ziemię, kiedy w końcu to się udało z całej siły pragnie się dostosować, co nie jest łatwe.
Uwagi: Megan mimo jej charakteru lepiej nie lekceważyć. W obronie przyjaciół jest w stanie zrobić wszystko.


Imię: Dick Grayson
Pseudonim: Nightwing
Wiek:16
Miejsce Zamieszkania:Gotham
Charakter: Poważny,stanowczy i odpowiedzialny.Mimo to potrafi być też wesoły i pogodny.Inteligenty i rozsądny. To właśnie on zazwyczaj obmyśla plany działań drużyny. Jest także pragmatyczny i lubi myśleć z wyprzedzeniem. Potrafi zhakować każdy system i nie ma nowinki technicznej której nie umiałby rozpracować.
Zdolności specjalne:Brak.
Umiejętności:Dobrze wytrenowany, używa mnóstwa wymyślnych gadżetów.
Słabe punkty:Zdarza mu się działać nie czekając na ekipę.
Przeszłość:Kiedy jego rodzice zostali zamordowani przygarnął go Bruce Wayne, który jako Batman stał się jego mentorem. Dick mimo, że chciał zostać liderem ekipy w końcu odstąpił na rzecz Wodnika. 
Uwagi:Dick ma wiele sekretów i lubi działać sam, co nie sprzyja zaufaniu w ekipy.


Mentorzy:


Batman
Podopieczny-Nightwing


Zielona Strzała
Podopieczny-Czerwona Strzała(odszedł), Artemis


Superman
Podopieczny-Brak

Flash
Podopieczny-Mały Flash

Black Canary
Podopieczny-Cała drużyna Ligi Młodych

Aquaman
Podopieczny-Wodnik

Red Tornado
Podopieczny-Brak

Wonder Woman
Podopieczny-Brak

Marsjanin Łowca
Podopieczny-Marsjanka


Dodatkowe Postaci:
Don

Mia

Lucas

Emili

Kate

James Gordon

Luis