S

S

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Przyjęcie Kate

„Życie nie jest problemem do rozwiązania, tylko rzeczywistością do doświadczenia.”  
Søren Kierkegaard


Gotham City, 15:30
Wyszłam ze szkoły najszybciej jak mogłam. Zwykły ogólniak zupełnie mi wystarczy. I tak z moją edukacją mogłabym zdawać już na studia, ale po co się śpieszyć?  Westchnęłam idąc spokojnym krokiem wzdłuż chodnika. Poprawiłam szelki plecaka zatrzymując się przed chłopakiem, który wcisnął mi dzisiejszą gazetę. Pewnie bym odmówiła gdyby nie pierwsza strona. Bez zastanowienia zapłaciłam i zaczęłam iść dalej. Spojrzałam na główny nagłówek "Tajemnicza bohaterka ratuje rodzinę!". Poniżej było zdjęcie trzech osób, małżeństwa z dzieckiem. Dobrze ich pamiętam, ale kto by pomyślał, że postanowią pochwalić sie czymś takim? W końcu w Gotham do napaści dochodzi co chwilę. Westchnęłam czytając artykuł. Piszą, o tajemniczej, zakapturzonej dziewczynie, która w pojedynkę pokonała z piętnastu gangsterów. Mimowolnie uśmiechnęłam się na myśl, że z dwóch frajerów zrobili piętnastkę groźnych kryminalistów.  Przesada dziennikarzy ciągle mnie zaskakuje. Dalej piszą o nagrodzie dla "bohaterki". Okazuje się, że ta rodzinka jest dość zamożna. Na wysokość nagrody spojrzałam obojętnym wzrokiem. Nie daję się takich pieniędzy za nic, a ja nie zamierzam sie dowiedzieć jaki mają w tym interes. Co do dalszej treści nie było w niej nic ciekawego. Bardzo przesadzony opis wydarzeń i komentarze ofiar. Martwi mnie to, że piszą o mnie, jednak puki nie wiedzą nawet jak wyglądam, nie zamierzam sie tym przejmować. Zgniotłam gazetę i wyrzuciłam ją do kosza stojącego przy przystanku i w ostatniej chwili wsiadłam do autobusu. Wszystkie miejsca siedzące są zajęte więc nie zostaje mi nic innego jak przytrzymywanie się uchwytu i stanie. No cóż jak mus to mus. Nagle poczułam jak ktoś kładzie dłoń na moim ramieniu. Szybko odwróciłam się odruchowo wykręcając tej osobie rękę do tyłu. Dopiero teraz zorientowałam się z kim mam do czynienia.
Mari-Kate? Co ty tu robisz?-spytałam rozpoznając blondynkę. Kate jest pierwszą osobą jaką poznałam w Gotham. Zaprzyjaźniłam się z nią by wmieszać się w tłum, a potem okazało się, że mimo, że jest bogatą, trochę rozpieszczoną nastolatką to mamy trochę wspólnego i się dogadujemy. Obie nie tolerujemy ligi sprawiedliwych, akceptujemy przemoc w słusznych sprawach i nie znosimy zasad. Zastanawia mnie co robi w tym autobusie. Kate ma własny samochód i to jeden z najwyższej półki oraz nie znosi publicznych środków transportu. Co więcej dziewczyna uczy się w Gotham High Academy, prywatnej szkoły dla bogatych dzieciaków z Gotham, czyli po drugiej stronie miasta.
Kate-Jestem atakowana przez przyjaciółkę. Ot co. Możesz mnie już puścić?- wykonałam jej polecenie. -Matko jedyna przestań w końcu chodzić na zajęcia samoobrony bo robisz się nadwrażliwa. Z resztą nie wiesz ile dla ciebie poświęcam korzystając z tego autobusu. Ciągle nie rozumiem dlaczego nie przepiszesz się do mojego liceum. Przecież cię na to stać.
Mari-Mam swoje powody. Czemu nie przyjechałaś swoim samochodem?
Kate- Po ostatniej ucieczce z domu straciłam do niego prawo na tydzień. -mruknęła trochę wściekła. Nie dziwi mnie już, że Kate mimo, że może wszystko i ma wszystko ucieka z domu. To jej sposób na bycie w zupełności wolną.
Mari-Było nie dać się złapać.- odpowiedziałam z kpiną.-Ale przejdź do rzeczy. Czemu w ogóle po mnie przyjechałaś?
Kate- Mari, najbardziej uprzejma i ciepła osoba na świecie.-powiedziała teatralnie z dużą przesadą, jednak nie zwróciłam na to uwagi, na co blondynka westchnęła.- Tylko teraz mam czas z tobą pogadać. Rano wstajesz do szkoły, a potem dom i praca, którą nawiasem mówiąc mogłabyś sobie darować, a wieczorami jesteś "zajęta". Musisz się rozerwać, dlatego dziś po zmianę jadę do ciebie i idziesz na moje przyjęcie, a raczej imprezę. Nie musisz ubierać sukienki, ale szpilki obowiązkowe.
Mari-Jestem zaj...-nie skończyłam mówić bo mi przerwała.
Kate-Ani się waż to mówić. Przyjeżdżam po ciebie o 21:45 i albo będziesz gotowa albo ja się tobą zajmę. I uwierz. Wcisnę cię w najbardziej skąpy strój jaki istnieje na tym świecie.-powiedziała robiąc minę wściekłego ratlerka. To też jest kolejny powód czemu ją lubię. Kate umie zastraszać innych i jest w tym przekonywująca. Groźny wróg, którego się lekceważy.
Mari-Niech ci będzie. Ale nie myśl, że będę ci robiła za duszę towarzystwa czy kupowała jakiś prezent.
Kate-Oczywiście. Po prostu przyjdź. -powiedziała mrugając do mnie i uśmiechając się triumfująco. Autobus zatrzymał się z piskiem opon, przez co omal nie poleciałyśmy do przodu. Jak się okazuje, jakiś pasażer pociągnął za linkę hamowania. Kolejny powód dlaczego uważam ten wynalazek za bezużyteczny. Wystarczy idiota, któremu coś odwali i wszyscy stoją w miejscu. Spojrzałam w stronę chłopaka, który pośpiesznie wyszedł. Autobus znowu ruszył jakby nigdy nic.
Kate-Jak można być takim debilem. Widziałaś to?! W dodatku uciekł jak tchórz...-marudziła, jednak nie za bardzo jej słuchałam. Mój umysł był zajęty na chłopaku sprzed chwili. Jestem pewna, że zauważyłam na jego szyi siniaka wielkości dłoni dorosłego mężczyzny. Ten ślad nie należy do pamiątek po niewinnej przepychance. Odepchnęłam od siebie tę myśli. To nie moja sprawa. Kolejne piętnaście minut i wchodziłam do domu, zamykając za sobą drzwi.
Mari-Wróciłam!-krzyknęłam nie spodziewając się odpowiedzi. Mój dom nie licząc strychu i piwnicy ma dwa piętra. Wnętrze wygląda ciepło, stylowo, skromnie i przytulnie. Oczywiście są jakieś nowinki techniki, których nie mogłam sobie darować, jednak nic nie zmieniałam w umeblowaniu. Bądź co bądź to moi rodzice wybudowali ten dom, mieszkali tu, to tutaj się wychowywałam. To tutaj wszystko straciłam, kiedy ich zamordowano. Po pożarze, który wtedy wybuchł zostały zgliszcza jednak wszystko odrestaurowałam i wygląda to tak jakby nic się nie stało. Pozory lubią mylić. Prawda? Weszłam spokojnym krokiem na górę, a następnie skierowałam się do swojego pokoju. Odłożyłam gdzieś plecak i rzuciłam się na łóżko sprawdzając godzinę. Mam jeszcze czas przed zaczęciem zmiany w komisariacie. Spojrzałam na sufit, na którym są poprzyklejane małe gwiazdki, które świecą w ciemnościach. Uśmiechnęłam się licząc je po raz kolejny. Przykleiłam je tylko po to by mieć punkt zaczepienia kiedy będę musiała sie uspokoić i wyciszyć. Ostatnio często mam chwilę, w których najchętniej wszystkich bym pozabijała. W końcu dla mnie to nic trudnego. Moja mina od razu zrzedła gdy wspomniałam swoje życie w Lidze Zabójców, które rozpoczęło się tuż przed moimi siódmymi urodzinami. Odetchnęłam głęboko wstając. Tok mojego myślenia przybrał zły obrót. Skierowałam się do łazienki z kompletem ubrań na zmianę. Nie zawadzi jeśli sie czymś zajmę i przyjdę na swoją zmianę trochę wcześniej.


**********&**********

Gotham City, 21:43

Spojrzałam na swoje odbicie w lustrzę. Czarne, długie włosy związane w luźny kok.  W ramach makijażu użyłam jedynie kredki do oczu i błyszczyka. Nie lubię się malować więc to i tak dużo. Mój wzrok przeniósł się na obcisłą fioletową bluzkę, bez ramiączek, zawiązywaną na szyi, następnie na dżinsy typu slim, a na koniec na czarne szpilki. Mogą być o ile się w nich nie zabiję.  Schodząc na dół założyłam jeszcze swoją czerwoną, skórzaną kurtkę oraz skórzane rękawiczki i jestem gotowa. Akurat w momencie, w którym usłyszałam trąbienie. Wybiegłam szybko, pakując kluczyki do kieszeni kurtki. Nawet nie zdziwiłam się widząc przed bramą białą limuzynę. "Świetne rozwiązanie Kate... "pomyślałam. Nie miała samochodu, top przysłała limuzynę, jakbym sama nie mogła zajechać. Wsiadłam do tyłu lekko zdziwiona, że jestem sama. Spojrzałam na kierowcę.
Mari-Gdzie jest Kate?-spytałam kiedy ruszył.
-Panienka Kate nie mogła przyjechać, przez gości, którzy za wcześnie przyjechali. Prosiła bym przekazał jej szczere przeprosiny i przekazał pudełko, które jest na siedzeniu obok, panienki.-powiedział obojętnie. Gdy nazwał mnie panienką ledwo powstrzymałam się od skrzywienia się. Spojrzałam na siedzenie obok, na którym było małe opakowanie. Otworzyłam je wyjmując czarną maskę.

Mari-O co chodzi z tą maska?
-Czyżby panienka Kate nic nie powiedziała? To przyjęcie ma jedną zasadę jaką są obowiązujące maski. Mam nadzieję, że to nie problem.-mówił nie spuszczając wzrok z drogi. Westchnęłam zakładając maskę i mocno zawiązując tasiemkę. Już po tylu latach noszenia masek mam w tym wprawę. Mając ją na sobie czuję sie w 100% bezpieczna i niepokonana. Jak widać Sayuri ciągle we mnie siedzi czekając na okazję do przejęcia kontroli. Mimowolnie pogrążyłam się w wspomnieniach, o których zapomnienie wydaję się niemożliwe. Nawet nie wiem kiedy dojechaliśmy. Duża willa z pięknym ogrodem, który przypomina park. Z tyłu jest podświetlany basen i scena z parkietem. Kate zawsze była księżniczką swoich rodziców, więc nic dziwnego, że się na to zgodzili. Gdy pojazd się zatrzymał wysiadłam i skierowałam się w stronę, z której dobiegała głośna muzyka. Na szczęście udało mi sie przecisnąć pomiędzy gośćmi, których jest z dwustu jak nie lepiej, i znaleźć Kate, która flirtowała z trzema facetami na raz. Złapałam ją za łokieć i odciągnęłam na bok ogrodu w cichsze miejsce. Mimo, że dziewczyna nosi maskę bez trudu ja rozpoznałam. Po prostu za bardzo się wyróżnia.
Kate- Mari świetnie wyglądasz. Choć mogłabyś rozpuścić włosy i ubrać sukienkę. Przynajmniej założyłaś szpilki. Nie ważne. Ta maska świetnie do ciebie pasuję.
Mari-Czy ja wiem?-spytałam odruchowo, jakby od niechcenia. W masce czuję się w pełni sobą, ale ona nie musi o tym wiedzieć.
Kate-Wybacz mi ale muszę zająć sie gośćmi potem się spotkamy.-powiedziała i tyle co ją widziałam. Rozejrzałam się po okolicy. Po bokach stoją stoły z przekąskami i napojami, nad głowami są powieszone kolorowe lampki, Z przodu jest scena z parkietem. Wszystko wygląda całkiem nieźle. Więc czemu mam złe przeczucie? Westchnęłam biorąc od kelnera kieliszek z szampanem. Muszę się rozluźnić, bo wpadam w paranoje. Wypiłam wszystko duszkiem i odłożyłam pusty przedmiot na stolik. Przyznaje. Choć mam piętnaście lat to nie pierwszy raz piję. Szczerze mówiąc od moich ostatnich urodzin, często zdarza mi się na jakiś imprezach wypić kieliszek czy dwa. Ale co się dziwić? Mój organizm regeneruje się i pozbywa szkodliwych substancji w takim tępię, że mogłabym wypić pół butelki wódki, a po godzinie byłabym zupełnie trzeźwa i to bez kaca. Tak więc te dwa kieliszki to tyle co nic. Jedyne skutki uboczne jakie do tej pory miałam przy dużym wypiciu to spowolniony refleks, wolniejszy tok myślenia i o wiele mniejsze poczucie posiadania jakichkolwiek problemów.
Luis- Niech mnie. Czy mi się wydaję czy wielka Mari postanowiła przyjść na imprezę? To chyba nie przystoi asystencie komisarza. -powiedział z uwodzicielskim uśmiechem.
Mari- Bardzo śmieszne.-powiedziałam z ironią.-Gdzie podziałeś siostrę?
Luis-Emili jak przykładna świętoszka siedzi w domu z chłopakiem.
Mari-I wszystko jasne.-mruknęłam opierając się o jakieś drzewo. -Nie znoszę szpilek.
Luis-Szkoda, bo ci pasują. -powiedział opierając dłoń obok mojej głowy i przybliżając się z uwodzicielskim uśmiech.
Mari-Skoro tak uważasz. -odpowiedziałam z chytrym uśmieszkiem na co chłopak pochylił się nade mną.
Luis-Przez te nasze gierki tracę zainteresowanie wszystkich ślicznotek. -szepnął mi do ucha na co się uśmiechnęłam.
Mari-Oj nie bądź zły. I tak nie miałbyś szans, a teraz wybacz, ale mam mnóstwo rzeczy do zrobienia.-powiedziałam wymykając się i odchodząc. Uśmiech, który do tej pory miałam natychmiast zniknął. To aż dziwne, że ani Kate, ani Luis czy Emili mimo, że spędzają ze mną tyle czasu nie skapnęli się, że ciągle gram. Może po prostu jestem aż tak dobrą aktorką? Z resztą to i tak nieważne. Wiec po co o tym myśleć? Mimowolnie skrzywiłam się gdy moje uszy doznały szoku pod wpływem o wiele za głośnej, krzykliwej muzyki. Spojrzałam na scenę, na której jacyś podrzędni muzycy wygrywali przypadkowe nuty i darli się do mikrofonu. I to ma być muzyka? Kate ma zazwyczaj lepszy gust. Dopiero po chwili gdy światło skierowało się na wokalistę wszystko zrozumiałam. Przystojniak, o blond włosach i pięknych piwnych oczach. W skrócie typ Kate. Przynajmniej w tym tygodniu. Oddaliłam się ile tylko mogłam stojąc w najbardziej opustoszałej części ogrodu. Żałuje, że nie wzięłam zatyczek. No cóż. Mogłam przypuszczać takie zakończenie gdy zgodziłam się przyjść. Czemu ja to w ogóle zrobiłam?
Don-Bo chcesz się wpasować.- usłyszałam za sobą. Odwróciłam się z niechęcią wypisaną na twarzy. Chłopak, a raczej moje urojenie stało sobie spokojnie opierając się o drzewo, których tu pełno.
Mari-Lub po prostu nie widziałam sensu w kłótni.
Don- Rób co chcesz, ale gdyby wszystko było w porządku nie rozmawiałabyś teraz ze mną.
Mari-Nie znoszę gdy się pojawiasz. Nie dość, że czuję sie jak wariatka to jeszcze inni to widzą. Zrób mi przysługę i się nie pojawiaj.
Don-A jeśli będziesz mnie potrzebować?
Mari-To cię zawołam.-odpowiedziałam kłócąc się tak naprawdę sama ze sobą. Don jedynie tajemniczo się uśmiechnął i zniknął. Rozejrzałam się w koło jednak nikt nie zwraca na mnie uwagi. Chociaż z drugiej strony każdy z gości gdyby mnie przed chwilą zobaczył zapewne uznałby, że się upiłam i gadam do drzewa, bo właśnie tak się czuje. Może być gorzej? Jak na zawołanie wszystkie lampki nagle eksplodowały, a na głowy wszystkich spadły małe iskry, które szybko zgasły, a muzyka, która tak strasznie mi przeszkadzała ucichła w jednej chwili, pozostawiając po sobie krępującą pustkę. Jedyne co rozprasza mrok to światło tworzone przez parę drobnych lamp, które tworzą pół cień. Im głębiej do środka tym ciemniej. Nawet nie dziwi mnie, że wszyscy jak ćmy do ognia popędzili pod ostatnie źródła światła. Pewnie nie wiedzą, że jeśli to atak, to w ten sposób stali się łatwiejszym celem. Idioci. Cofnęłam się parę kroków, pozwalając otoczyć się mrokowi, który pochłonął moją postać. Powinnam czuć strach i niepokój tak jak inni, zamiast tego nie czuje nic co mogłoby być podobne do odczuć pozostałych. Zwykła obojętność i ciekawość dalszego rozwoju sytuacji. Znam to uczucie. Zawsze tak się czułam podczas misji kiedy byłam Sayuri. Teraz brakuje jedynie tej niesamowitej adrenaliny, która wypełniała każdą komórkę mojego ciała i kazała mi walczyć. To wszystko przez tą maskę. Mam przynajmniej taką nadzieję. Wyczekiwałam pojawienia się czegoś lub kogoś. Odpowiedzi zaistniałej sytuacji. Jednak nic takiego nie nadchodziło. Przynajmniej do momentu w którym przez okno wyleciał nie kto inny ,niż jeden z pomagierów tych debili z Ligi Sprawiedliwych -Mały Flash. Chłopak podniósł się i rozejrzał po wszystkich.
Mały Flash-Spokojnie, wszystko jest pod kontrolą. Zaraz będziecie mogli wrócić do zabawy, a tak na marginesie. Przekąski rewelacyjne. -powiedział jakby nic się nie stało i pobiegł gdzieś z taką prędkością, że mój wzrok nie mógł nadążyć za ciałem chłopaka.  Domyślam się, że wrócił do domu.
Kate-O nie nikt nie będzie demolował mi chaty.-powiedziała naburmuszona i jak ostatnia kretynka wbiegła do budynku. Westchnęłam i pobiegłam za nią. Chyba również jestem kretynką. Kolejny powód na to, że nie wart mieć przyjaciół. Nie trzeba im pomagać i można po prostu stać bezczynnie zamiast głupio ryzykować. Kate biega szybciej niż myślałam. Nim się zorientowałam była już na trzecim piętrze gdy ja ledwie wbiegłam na drugie. Kompletna wariatka. Złapałam ja dopiero gdy zatrzymała się w rogu. Zapewne w końcu zaczęła myśleć i wie w jak beznadziejnej sytuacji jest. Podeszłam do niej i z zwykłej ciekawości na parę sekund wyjrzałam na bandę super pomagierów. Może i sobie radzą, ale popełniają sporo błędów.Cofnęłam się o parę kroków łapiąc blondynkę za nadgarstek.
Mari-Oszalałaś? W tej chwili schodzisz ze mną na dół i wzywasz ochronę.-szepnęłam z groźbą w głosie.
Kate-Żartujesz? Widziałaś tych przystojniaków? Z reszta to superbohaterowie co może się stać?-spytała normalnie jakby za rogiem nie odgrywała się walka. Nawet się nie zdziwiłam gdy zauważyłam jak na przeciw nam staję paru podrzędnych członków Cieni. Przeklęłam w myśli, łapiąc mocno blondynkę za nadgarstek i zaciągając do najbliższego pokoju nim zostałyśmy postrzelone. Popchnęłam ją do środka i szybko zakluczyłam drzwi.
Mari- Zadowolona? W końcu co może się stać?!-warknęłam przepychając pod drzwi jakieś szafki.
Kate-Ja...ja...-dopiero teraz spojrzałam na dziewczynę, która nie dość, że przerażona to na dodatek jest bliska płaczu.
Mari-Nie ważne.-powiedziałam już spokojnie.-Kate teraz sie skup i powiedz, po co mogli tu przyjść? Co twój ojciec ostatnio przywiózł?-spytałam dokładnie ją obserwując. Tata Kate często wyjeżdża za granicę gdzie kupuje lub znajduje jakieś cenne przedmioty. Zwykle daje je do specjalnego sejfu w najlepiej strzeżonym banku świata, czasem przekazuje je też do muzeum czy galerii sztuki, jednak najczęściej zostawia je dla siebie, swojej żony lub dla Kate by zrobić ze swojej córeczki prawdziwą księżniczkę. Aż chce się rzygać.
Kate- Naszyjnik z rubinem z jakiegoś sarkofagu. Mówił coś o jakiś symbolach na odwrocie, ale nie wiem co znaczą. Ale mówię ci ten kryształ jest przepiękny...-mówiła i pewnie mogłaby o tym gadać ile chce, ale przerwałam jej.
Mari-Gdzie jest?
Kate-W moim pokoju w szkatułce. Chwileczkę. Co ty chcesz zrobić?
Mari-Odciągnę ich uwagę. Ty wyskakujesz przez okno, a ja idę szukać tego naszyjnika i coś wymyślę.-powiedziałam podprowadzając ją do balkonu.
Kate-Nie będę skakać przez okno. Chcesz bym skręciła sobie kark?-spytała zszokowana moim pomysłem. Ja jedynie przekręciłam z poirytowaniem oczami i najnormalniej w świecie wypchnęłam ja przez barierkę. Już po chwili usłyszałam głośny plusk. Wyjrzałam na dół by zobaczyć jak Kate wynurza się z pod tafli wody i patrzy na mnie z wściekłością w oczach. Miała szczęście, że był tam basen. Z drugiej strony miała szczęście. Myślałam, że jest tam trampolina, ale z moją orientacją w terenie nawet nie dziwie się, że się pomyliłam.
Kate-Jesteś nienormalna.-powiedziała grożąc mi ręką, po czym podpłynęła na brzeg. Znając życie do jutra jej przejdzie. Westchnęłam i podeszłam do drzwi, od barykadowałam je po czym wyszłam. Na szczęście tamci dali sobie spokój i wrócili do walki, która jak sądzę po odgłosach trwa w najlepsze. Cicho przeszłam po schodach na górę i skierowałam się do pokoju blondynki. Na szczęście nikogo tu nie ma. Sypialnia Kate wygląda jak prawdziwa komnata królewska. Drogie meble robione na zamówienie, których nie powstydziłaby się królowa Wielkiej Brytanii. Wszystko luksusowe, stylowe i ze smakiem. Jest też idealny kontrast między nowoczesnymi urządzeniami, a meblami, które wyglądają jakby wyciągnięto je z średniowiecznej bajki. Teraz w ciemnościach pomieszczenie to wygląda trochę upiornie, jednak jak dla mnie ciągle jest tu za... słodko. Jak dla małej dziewczynki, żyjącej w świecie gdzie zło nie istnieje, bieda to tylko niedoszłe wspomnienie, a wojny są jedynie w książkach. Z drugiej strony Kate właśnie taka jest. Odsunęłam od siebie tą myśl skupiając się na zadaniu. Podeszłam do szafki z dużym lustrem i zaczęłam przeszukiwać półki szukając kosmetyczki, którą znalazłam w trzeciej od góry szufladzie. Wyjęłam przedmiot i otworzyłam go. Po miedzy złotymi kolczykami, diamentowymi bransoletkami, pierścionkami z szmaragdami i naszyjnikami, które kiedyś należały do wielkich osobistości w tym niejednej księżnej, znalazłam ten którego szukałam. Piękny amulet, na szerokim, złotym łańcuszku. Wzrok od razu ściągał na siebie ogromy rubin obwodu pięści dziecka. Wzięłam przedmiot i odwróciłam go starając się zauważyć znaki o których mówiła Kate.
Mari-Hieroglify.-mruknęłam. Dopiero teraz przypomniałam, sobie, że ojciec mojej przyjaciółki, o ile mogę ją tak nazwać, był ostatnio w Egipcie. Można było spodziewać się, że kiedyś to jego gromadzenie pamiątek tak się skończy. Przejechałam palcami po rysunkach. Mój mózg automatycznie je przetłumaczył. Już sama nie wiem czy to wynik tych wszystkich lat spędzonych w Lidze Zabójców czy moich zdolności. "Jakie to zwierzę, które o świcie chodzi na czterech nogach, w południe na dwóch, a w nocy na trzech.". Od razu na myśl przyszedł mi Sfinks. Pewnie dlatego, że miałam o tym lekcje historii. Już chciałam schować naszyjnik gdy drzwi gwałtownie się odtworzyły. Od ruchowo przyjęłam pozycję obronną widząc nie kto innego jak samą Cheshirę.
Cheshire- Widzę, że masz coś co chcę. Radzę ci to grzecznie oddać, a szybko z tobą skończę.-powiedziała spokojnie i może nawet przyjaźnie jednak w jej głosie bez trudu dało się wyczuć groźbę.
Mari-Wybacz, ale mam umówione spotkanie na jutro, więc jeszcze nie chce kończyć, a co do wisiorka no cóż. Za bardzo mi się spodobał. Może innym razem.-odpowiedziałam pewnie, żałując, że nie mam na sobie stroju Sayuri, że nie mogę się znowu w nią wcielić, że teraz dla bezpieczeństwa muszę się ograniczać. Muszę po prostu uciec. Kiedy tak nisko upadłam?
Cheshire-To, że założyłaś maskę, nie robi z ciebie bohaterki. Daje ci ostatnią szanse.- teraz jej głos był po prostu stanowczy i wrogi. Zabawa chyba się już skończyła. Wyprostowałam się kątek oka rozglądając po pokoju w poszukiwaniu czegoś pożytecznego.
Mari- Nigdy nie powiedziałam, że jestem bohaterką i oddam ci ten naszyjnik pod warunkiem, że będę mogła stad bezpiecznie wyjść.- na te słowa kryminalistka schowała swoje ostrza sai.
Cheshire-Rzuć mi naszyjnik, a nic ci się nie stanie. -gdy tylko to powiedziała ustawiłam się jakbym miała wykonać polecenie lecz w ostatniej chwili złapałam za wazon z wodą i rzuciłam w nią odwracając się i biegnąc w stronę balkonu. W ostatniej chwili przeskoczyłam nim sai trafiło mnie w głowę. Nim wpadłam do basenu wstrzymałam oddech starając się zebrać w płucach jak najwięcej tlenu. Mimowolnie zamknęłam oczy czując zimno wody na cielę.  Dopiero gdy czubkiem palców u stóp poczułam dno wypłynęłam na powierzchnię zaciskając jeszcze bardziej w dłoni naszyjnik. Ledwo spojrzałam w stronę balkonu, a w moim kierunku poleciały sai. Od razu się zanurzyłam i starając się unikać pocisków dopłynęłam do brzegu. Zabrałam parę ostrzy i włożyłam je za pasek spodni, na wypadek walki. Gdy wszystko ucichło, a moje płuca zaczęły domagać się dostępu do powietrza wypłynęłam i szybko wyszła. Wystarczył lekki powiew wiatru bym poczuła zimno, spowodowane tą jakże miłą kąpielą. Jeszcze raz spojrzałam na balkon , który teraz jest pusty. Czyżby skończyła jej się broń? Schowałam naszyjnik do wewnętrznej kieszeni kurtki i wyjęłam sai. Tylko trzy. Powinno wystarczyć. Plan? Wątpię bym miała jakikolwiek. Z resztą nigdy nie miałam. Po co je układać skoro nigdy się nie sprawdzają i zawsze są jakieś komplikację? Dobra jakiś zakres z priorytetami musi być. Priorytet? Wydostać się nim któryś z tych dzieciaków od Ligi mnie zauważy. Naszyjnik? Podrzucić na policje. Najlepiej do Gordona, co dalej się nim stanie mam gdzieś. U Kate nie może zostać. Nim się zorientowałam w moim kierunku poleciał pocisk, ze zwykłej spluwy. W ostatniej chwili złapałam jedno ze sai i go odbiłam. Spojrzałam na osobę, która omal mnie nie zabiła. Sportsmaster. Czy ten wieczór może być gorszy? Nawet nie chce znać odpowiedzi na to pytanie.
Mari- Ta walka jest bezsensu i tak przegrasz. Wycofaj się nim pokona cię podrzędna nastolatka.-powiedziałam pewna siebie głosem nieznoszącym sprzeciwu.
Sportsmaster- Jesteś zbyt pewna siebie. Czas by ktoś nauczył cię pokory.-chętnie bym mu powiedziała, że to daremny wysiłek, ale nie mam na to czasu. Zaczęłam biec w jego kierunku. Mężczyzna spodziewając się ataku ustawił sie w pozycji bojowej. Ja natomiast zacisnęłam pięść lecz zamiast go uderzyć wyminęłam go i rzuciłam w jego kierunku dwa z trzech ostrzy zmuszając przeciwnika do cofnięcia się. Nie czekając na kontratak po prostu biegłam dalej. Gdy udało mi się dobiec do muru, którego zadaniem miało być bronienie posesji,  wspięłam się na mur i przeskoczyłam go.  Fart się w końcu do mnie uśmiechnął. Wylądowałam miękko niedaleko bocznego parkingu. Z daleka zauważyłam migoczące światła i usłyszałam policyjne syreny. Spokojnym krokiem podeszłam do tłumku gapiów, w którym odszukałam Kate.
Mari-Nie udało mi się dostać do twojego pokoju. I sorry za to, że cię wyrzuciłam, ale trochę spanikowałam-powiedziałam odciągając ją na bok. Choć drugie zdanie to w całości kłamstwo Kate zdaje się tego nie zauważyć. Po prostu mnie przytuliła, czego nie potrafię odwzajemnić. Przynajmniej teraz. Nie mam na to siły.
Kate-Plus, że nic ci się nie stało i z s tego co widzę to też miałaś przyjemną kąpiel. Będziemy musiały to kiedyś powtórzyć.-powiedziała z uśmiechem jakby nigdy nic. No cóż. Blondynka zawsze żyła w swoim świecie i niech sobie w nim żyje nadal. Wystarczy, że nie będzie się wtrącała do mojego. Nie chcąc rozmawiać z policją nakłoniłam Kate by zakupiła od kogoś samochód i mi go podarowała w ramach rekompensaty. Dziewczyna zrobiła to bez słowa sprzeciwu i już po chwili miałam w swoim posiadaniu czarne lamborghini. Może być. Mimo, że nie mam prawo jazdy wsiadłam na miejsce kierowcy, wcześniej uzgadniając z Kate, że jakby coś mnie tu nie było.  Oczywiście zgodziła się. Trudno nie użyć przy jej opisie słowa "naiwna". Odgoniłam od siebie tą myśl i wycofałam z podjazdu wyjeżdżając tylną drogą.  Na wszelki wypadek oczywiście w połowie drogi zmieniłam pojazd na taksówkę, która podwiozła mnie prosto pod dom. Co zrobiłam z nowym samochodem? Wraz z kluczykami zostawiłam na parkingu. Nie obchodzi mnie co się z nim stanie. I tak nie jest mi potrzebny. Gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi skierowałam sie na górę by wziąć gorący prysznic i przebrać sie w suche rzeczy. Jeszcze tylko wykombinować jak podrzucić ten cholerny wisiorek Gordonowi i mogę się kłaść. Muszę przyznać, że ten dzień jednak nie był taki zły. No cóż. Trudno pozbyć się nałogu, jakim było dla mnie życie Sayuri.


Ogłoszenia Parafialne!
No cóż notka może wydawać się nudna, krótka i pewnie sporo w niej błędów, ale starałam się ją napisać jak najszybciej z powodu mojej uprzedniej długiej nieobecności. 
No cóż blog miał być w tematyce Ligi Młodej i w końcu jakaś walka jest, nawet był monolog Małego(tak wiem jestem wielka XD )
Ponieważ  chcę między innymi opisać jak Mari dostaje się i dopasowuje do drużyny, nie chce robić tego, w ten sposób, że w pierwszym opowiadaniu jest akcja i nagle ta dam "Witaj Sayuri(Mari) w zespole". Nie długo już się doczekać akcji z całym zespołem i to obiecuję. 
Dalej żeby nie doszło do nieporozumień. 
Kiedy bohaterowie moich opowiadań będą służbowo, będę pisała dialogi typu"Sayuri-(...), Robi-(...), Superboy-(...)" itd. natomiast kiedy będą prywatnie wkraczają imiona "Mari-(....), Dick-(....), Coner-(...)" Jeśli ktoś nie wie kto jest kto warto sobie spojrzeń na posta pt. "Postaci", lub zapytać w komentarzu. 
Jeśli chodzi o naszą wspaniałą telepatie to w takich przypadkach będę dawała "*" przy imieniu. Np. "Megan*-(...) , Sayuri*-(...)" itp. 
Coś jeszcze?
Aha. 
Będą też sytuację, w których  będę opisywała sny lub wspomnienia bohaterki wtedy tekst będzie napisany kursywą. Zdarzą się też przypadki gdy będę pisała z czyjegoś punktu widzenia nie tylko Mari, ale wtedy napiszę nagłówek z PSEUDONIMEM postaci. 
Na dzisiaj to już koniec. Do następnego. 

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz