S

S

piątek, 23 stycznia 2015

Stare znajomości Cz. I + Informację

"Najgorszym wiezieniem jest przeszłość"
Paulo Coelho


Izabella-Zdmuchnij świeczki  śnieżynko.-powiedziała z uśmiechem mama stawiając na stole tort czekoladowy z sześcioma świeczkami. Dziś kończę sześć latek. Uśmiechnęłam się dmuchając w stronę płonących świeczek, które zgasły. Gdy tylko to zrobiłam tata wyjął je z tortu, a ja zaczęłam się śmiać.Mimo, że na dworze jest zimno i strasznie pada,to ciągle jestem szczęśliwa. W końcu dziś mam urodziny.
William-Moja córeczka ma już sześć lat. Jesteś już prawie dorosła.-mówiąc to tata poczochrał mnie po włosach, które ledwo sięgają mi do podbródka. Tak bardzo chciałabym by były długie tak jak u mamy.Co prawda są tak samo czarne, ale włosy mamusi są dużo, dużo dłuższe.-Zaraz wracam. Poczekajcie z tortem.-dopowiedział uśmiechając się i idąc w stronę kuchni by wyrzucić zużyte świeczki. 
Mari-Pojedziemy jutro do zoo i do Disneylandu i do kina i i i...-mówiłam obserwując jak mama kroi tort cięgle nie mogąc przestać się uśmiechać, jak by się zastanowić ja zawsze się uśmiecham. Chciałam wymienić jeszcze parę miejsc, ale znów zapomniałam jak się nazywają. Ich nazwy po prostu są za trudne. Ciekaw kto je wymyślił?
Izabelle- Pojedziemy gdziekolwiek zechcesz.-powiedziała dając mi mały talerzyk z kawałkiem tortu. Wokół cista była polana płynna mleczna czekolada, którą uwielbiam. Jest taka słodka. 
William- Mari patrz co znalazłem. Może to twoje?-na to pytanie odwróciłam się tak szybko, że płynna czekolada wylała mi sie na moją sukienkę. Spojrzałam na nią. Rodzice będą źli. 
Mari-Przepraszam.-powiedziałam cicho opuszczając głowę by się nie rozpłakać.Nie lubię płakać. Mama wzięła ode mnie talerzyk i delikatnie pogłaskała po głowię. Jej dotyk jest trochę zimny. Pewnie znów była na dworze bez rękawiczek.
Izabella-Nic się nie stało. Łatwo się wypierzę, a teraz zobacz co przyniósł ci ojciec.-powiedziała spokojnie swoim melodyjnym głosem. Uśmiechnęłam się wycierając pojedynczą łezkę i spojrzałam na tatę, który trzymał duży prezent. Zaczęłam się śmiać gdy mi go dał. Od razu rozwiązałam srebrną wstążkę i rozerwałam złoty papier, a następnie wyjęłam z pudełka dużego, pluszowego, czarnego kotka o zielonych oczach takich jak moje i słodkiej mince. Przytuliłam pluszaka. Tatuś ma uczulenie na sierść więc nie możemy mieć zwierząt. 
William-Hej a co tam tak błyszczy?-spytał wskazując na szyje zwierzaka. Już po chwili zauważyłam naszyjnik z rubinem otoczonym dwoma ramkami z małymi diamencikami w kształcie serca. Uśmiechnęłam się, a tatuś pomógł mi go założyć.
Izabella- Wyglądasz teraz jak prawdziwa księżniczka, śnieżynko.-uśmiech nie schodził mi z ust. Chciałam coś powiedzieć, lecz wtedy rozległo się głośne pukanie.
William-Pójdę sprawdzić kto to.-powiedział chcąc wstać, lecz mama go złapała.
Izabella- I tak miałam iść do kuchni. Zostań z Mari, a ja sprawdzę kto to.-mówiąc to wstała i poszła w kierunku drzwi. Już po chwili dobiegł stamtąd jakiś hałas i dźwięk, jakby wieszak się przewalił. Mama wbiegła do salonu z czymś dziwnym spojrzeniu. Chyba się czegoś przestraszyła. Spojrzałam na nią z niepokojem.
Izabella-Schowaj ją gdzieś. Szybko. Ale to już!-krzyknęła do taty, biorąc coś zza komody, ale nie zauważyłam co. Po chwili zniknęła. Chyba poszła zadzwonić na policję. Tata wziął mnie na ręce, lecz nim zdążył coś więcej zrobić rozległ się odgłos wyważonych drzwi, które puściły z nawiasów. Tatuś schował mnie do szafy i ukucnął. On też się czegoś boi.
Mari-Co się dzieje?-spytałam przyglądając mu się. Rodzice nigdy niczego się nie bali.
William-Słuchaj uważnie Mari. Masz tu siedzieć najciszej jak możesz. Nie płacz, nie krzycz i nie wychodź. Wszystko będzie dobrze. Obiecuję.-powiedział zamykając drzwiczki. Delikatnie je uchyliłam, tak by nikt nie zauważył jednocześnie chowając się głębiej. Tatuś chciał pomóc mamusi, lecz nie zdążył gdy ona weszła pośpiesznie do pokoju. Rozglądnęła się, lecz gdy mnie nie zobaczyła, lekko się uspokoiła, choć wciąż obserwowała co się dzieje tak samo jak tata, który wyjął ze schowka pistolet. Kiedyś był policjantem, lecz gdy jego firma, zaczęła zarabiać, zrezygnował z tego. Myślałam, że wyrzucił broń.Czemu ją znowu wyciągnął? Co się dzieję? Nagle wszystkie żarówki zgasły i jedynym źródłem światła stała się mała lampka w boku pokoju i ogień w kominku. Dziś 30 grudnia. Zima. Więc trzeba było go zapalić, by było ciepło. Ogrzewanie co prawda chodzi, ale lubię patrzeć na płomyki w kominku, dlatego rodzice wieczorami zawsze go zapalają. W tym słabym świetle ledwo widzę. co się dzieję. Rodzice stoją obok siebie i chyba na kogoś patrzą, ale nie widzę na kogo. Jedynie duży cień w drzwiach. 
William-Czego tu chcesz?!-powiedział poważnie z groźbą w głosie. Tata nigdy przecież tak nie mówił. Czemu nie powiedzieli o co chodzi? Czemu mam tu siedzieć i czemu tak się zachowują? W moich myślach ciągle powtarzałam "Nie płacz, nie krzycz, nie wychodź. Wszystko będzie dobrze.Nie płacz, nie krzycz, nie wychodź. Wszystko będzie dobrze...". Jak mantrę. W końcu co może się stać? Jeszcze jutro będę z rodzicami w Disneylandzie na kolejkach.  Dopiero teraz zauważyłam dużego mężczyznę w dziwnym stroju. Widziałam go w gazecie. Jak mama go nazwała?...To... To była taka śmieszna nazwa. Tylko jaka?Mam to na końcu języka.
Izabella- Policja i Liga Sprawiedliwych będą tu lada chwila. Radze ci odpuścić Dzikos!-jak za sprawą zaklęcia na dźwięk tego nazwiska rozległ się grzmot burzy, a błysk pioruna rozświetlił pomieszczenie, pozwalając mi przyjrzeć się mężczyźnie. "Dzikos?" powtórzyłam niepewnie w myślach, bojąc się, że znowu uderzy piorun. 
Dzikos-Ależ gdzie twoje maniery Izabello. Nie tak traktuje się gości. -jego głos wywołał u mnie gęsią skórkę. Odsunęłam się jeszcze bardziej opierając plecami o ścianę, w myślach powtarzając swoją mantrę. Zamknęłam oczy i zasłoniłam uszy kuląc się. Ledwo mogę złapać powietrze. Prawie nic nie słyszałam poza mocnymi i szybkimi uderzeniami własnego serca. Czemu to się dzieję? Dlaczego?! Otworzyłam oczy dopiero gdy usłyszałam dwa głośne huki. Znów zbliżyłam się do drzwiczek, a strach sparaliżował moje ciało. Rodzice leżą na ziemi w jakieś czerwonej kałuży i się nie ruszają, a ten mężczyzna stoi nad nimi z pistoletem. Ale moi rodzice żyją. Na pewno żyją! Tata mi obiecał. Powiedział, że wszytko będzie dobrze, że nic się nie stanie, a tata i mama przecież nigdy nie kłamią. Parę łez spłynęło mi po twarzy gdy padły kolejne strzały. Zasłoniłam usta ręką by nie krzyczeć, by się nie rozpłakać tak jak kazał tatuś. Gdy już skończył rozejrzał po pomieszczeniu, po czym podniósł z ziemi maskotkę i chwile jej się przyglądał po czym wrzucił kota do kominka, a ten od razu zaczął płonąć. Właśnie teraz przestałam panować nad łzami zaczynając płakać.Tylko ręka na ustach pozwoliła mi zachować ciszę. Nawet nie wiem jak i kiedy ogień się rozprzestrzenił na cały dom, głównie na meble. Mężczyzna patrzył na to wszystko z uśmiechem rozglądając się. Dym zaczął powoli wdzierać mi się do płuc informując, że ogień jest coraz bliżej. Gdy Dzikos zaczął kierować się w stronę moich rodziców odruchowo wyszłam z szafy. Od razu mnie zauważył, a ja dopiero teraz dostrzegłam jakim jest gigantem. 
Mari-D...Dla...Dlaczego?-wyjąkałam łamiącym się głosem nie przestając płakać. Spojrzał na mnie z drwiącym uśmiechem, po czym wycelował we mnie bronią.-Proszę nie.-powiedziałam zaczynając  jeszcze bardziej płakać i błagać na zmianę. Nie chce umierać.
Dzikos-Podziękuj Batmanowi.-powiedział zimnym głosem, a potem słyszałam już kolejny strzał...


*****

Obudziłam się z krzykiem podnosząc do pozycji siedzącej. Rozejrzałam się po pokoju próbując uspokoić oddech. Gdy upewniłam się, że to był tylko koszmar, a raczej koszmarne wspomnienie znów się położyłam ocierając ręką spocone czoło. Spojrzałam ślepo w sufit próbując uspokoić oddech i bicie serca. Opuszkami palców dotknęłam blizny na brzuchu, która jest pamiątką postrzału z tamtego dnia.  Po prawo od pępka. Nienawidzę jej. Przypomina mi ciągle o mojej słabości i tchórzostwie, o tym, że bezradnie obserwowałam morderstwo moich rodziców oraz o tym, że błagałam go o życie. Czuje wstręt i obrzydzenie na tą myśl. Westchnęłam.
Don-Zły sen?-spytał nagle pojawiając się po drugiej stronie pokoju.
Mari-Jakbyś nie wiedział.-mruknęłam odgarniając włosy z twarzy. W końcu Don jest moim omamem i wie to co ja. Jest moim kluczem do mojej podświadomości i nawet jeśli nie cierpię tego chłopaka to już nie raz się przydał.
Don-Wiem o czym myślisz i nie podoba mi się tok twoich myśli.-powiedział obserwując mnie.
Mari-Nie mógłbyś się wyłączyć?
Don-Na stałe nie, na chwilę tak. Zniknę jeśli odbierzesz w końcu ten telefon.-powiedział z uśmiechem. Spojrzałam na komodę, na której leży telefon, który zaczął wibrować chwilę wcześniej. Zupełnie zapomniałam, że go wyciszyłam.Z drugiej strony to moja służbowa komórka, a więc prywatną zostawiłam w kurtce. Potem je zamienię. Podniosłam przedmiot i odblokowałam mrużąc oczy gdy światło ekranu mnie oślepiło. Krótki podpis "Jaskinia". Zapomniałam, że dałam ten numer Batmanowi na wyjątkowe sytuację. Westchnęłam i odebrałam.
Mari-Wiecie która godzina?-spytałam patrząc na zegarek.  Pierwsza rano. Wczoraj, była misja, a raczej już przedwczoraj, bo wczorajszą odwołali. Matko to cholernie pokręcone, a jestem za bardzo niewyspana by zrozumieć własne myśli. W skrócie. Pierwsza misja była przedwczoraj, a drugiej nie było wcale.
Nightwing- Ile zajmie ci dotarcie tutaj?-spytał zupełnie obojętnie z powagą w głosie. Coś się stało?
Mari-Dziesięć minut ale będę w złym humorze, lub dwadzieścia i będę znośna, a może nawet miła. Więc jak?
Nightwing-Widzimy się za dwadzieścia minut.-powiedział rozłączając się na co się uśmiechnęłam wstając. Muszę wziąć szybki prysznic. Jak pomyślałam tak zrobiłam i po piętnastu minutach już jechałam gotowa ,w stroju Sayuri, motocyklem do zet tuby. Przekraczając wszystkie limity prędkości w końcu dotarłam na miejsce. Zsiadłam, zdjęłam kask, odesłałam motor i skierowałam się do starej budki telefonicznej. Mimowolnie ziewnęłam kiedy już byłam w jaskini.  W środku jest tylko Nightwing.
Nightwing-Czy ty wcale się nie wysypiasz?-spytał widząc mój zaspany wzrok.
Sayuri-Po pierwsze to ty mnie tu ściągnąłeś w dzień wolny, a raczej noc.Po drugie mam strasznie napięty grafik i twardy materac.-odpowiedziałam rozciągając się.-Gdzie reszta?-zamiast mi odpowiedzieć po prostu się odwrócił i zaczął iść w stronę korytarza. Spojrzałam na niego zdziwiona, po czym dogoniłam chłopaka.Przez chwilę czekałam, lecz on ciągle milczał, a to jest cholernie wkurzające.
Sayuri-Chcecie mnie torturować, a potem zabić? To pułapka? Będzie źle?Mogłeś uprzedzić. Napisałabym testament.-mówiłam z kpiną.
Nightwing-Nie.-w końcu odpowiedział.
Sayuri-Co nie?
Nightwing-Zero tortur, a na morderstwo jest tu za dużo kamer.-mruknął z uśmiechem.
Sayuri-Ekstra. Dobrze wiedzieć, ze jedyne co mnie chroni to kamery.-powiedziałam pod nosem do siebie kończąc temat. Znowu zapadła cisza, lecz tym razem nie chce jej przerywać. W końcu doszliśmy do salonu. Zazwyczaj jest tu jasno, lecz tym razem wszystkie światła są zgaszone. Co oni do jasnej cholery kombinują? 
-NIESPODZIANKA!!!-krzyknęli sekundę po włączeniu się światła na co się skrzywiłam. Jest tu cała ekipa, Black Canary, Flash, Zielona Strzała, Marsjanin Łowca, Superman, Aquaman, Zatara z córką Zataną, o ile się nie mylę. nawet Batman. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Na stole leży pełno różnorodnych przekąsek i napojów, a całe pomieszczenie jest lekko udekorowane głównie w balony. Pierwsze co rzuca się w oczy to duży napis "Witamy w Zespole" napisany kolorowymi literkami i powieszony parę metrów nad głowami.Mimowolnie się uszczypnęłam zamykając oczy, lecz gdy je otworzyłam wszystko było tak samo, a mnie lustrowało kilkanaście par oczu. Powtórzyłam to jeszcze raz lecz efekt był ten sam. 
Mały Flash-I jak? Podoba się?-spytał jedząc jakieś ciastko. I teraz dylemat. Być miłą czy szczerą?
Sayuri- Gest miły, więc życzę miłej zabawy.-mruknęłam chcąc wyjść, lecz Nightwing złapał mnie za nadgarstek, który po chwili wyrwałam.
Nightwing-Mogłabyś chociaż poudawać.-powiedział, jakbym zrobiła niewyobrażalnie złą rzecz. Tak jakbym porwała Mikołaja, Króliczka Wielkanocnego i wszystkie szczeniaczki, trzymała je w piwnicy, a potem ich zamordowała. Westchnęłam odwracając się do nich. 
Sayuri-Nie lubię niespodzianek. A tym bardziej niespodziewanych imprez. Są głupie i dziecinne.
Mały Flash-Serio? Jak można nie lubić takich imprez?-na te pytanie wzruszyłam ramionami.Ja naprawdę próbuje być miłą.
Don-Chcesz ale nie umiesz.-na te słowa omal się nie wydarłam. Tylko jego mi tu brakowało. Westchnęłam dokładnie im się przyglądając.
Sayuri-Niespodzianek nie cierpię, ale imprezy to zupełnie coś innego.-powiedziałam spokojnie delikatnie się uśmiechając, a w głowie mając jedną myśl "Gdy chce to potrafię". Jednak tą próbę bycia miłą zniszczył dźwięk telefonu. Od razu go wyjęłam i odebrałam. Krótka rozmowa, która trwała z jakiś dwie minuty. Moja sąsiadka Greta na szczęście jest mało rozmowna. I przeszła do konkretów, w których wyjaśniła mi, że ktoś myszkuje w moim domu. Oczywiście uspokoiłam mówiąc jej, że to mój znajomy, któremu dałam zapasowe klucze. Nie potrzebuje by policja natknęła się przypadkiem na mój zapas broni.
Marsjanka-O co chodziło?-spytała gdy chwilę milczałam patrząc się na komórkę. Bądź co bądź trzeba być albo samobójcą albo idiotą by się do mnie włamywać.
Sayuri- Muszę iść. Znajomy postanowił mnie odwiedzić i jeśli nie będzie mnie w domu w ciągu pięciu minut zacznie coś podejrzewać. Anonimowość to podstawa czyż nie?-powiedziałam po czym odwróciłam się i wyszłam. Już chwilę później szłam po dachach co jakiś czas przeskakując z jednego na drugi. Nie chce mi się jechać motorem. Przeklęłam pod nosem gdy moje myśli zaczęły znowu wracać do tego przeklętego koszmaru. Myślałam, że już się z tym uporałam. Westchnęłam. Wspomnienia same wróciły. Nie chciałam ich przywoływać. To przez dołączenie do ligi i zmęczenie lub przez zerwanie mojej rutyny. Zawsze miałam grafik. Pobudka piąta rano, bieganie, gdy wracałam pomagałam sąsiadce, która ma kwiaciarnie w okolicy wynosić krzynki na zewnątrz, potem wracałam do domu, brałam prysznic, jadłam śniadanie i do szkoły. Zajęcia zazwyczaj kończę o 15:30, potem dom, obiad, praca do 21 i znów dom. Tutaj mam czas wolny. Grafik może monotonny, ale przynajmniej dzięki niemu panowałam nad sobą. Nawet jeśli ciągnęło mnie do Sayuri jak światło przyciąga ćmę. Zatrzymałam się na chwilę patrząc w niebo. Pełnia. Jak ta, w której jechałam z ciocią samochodem do psychologa. W końcu to był miesiąc po śmierci rodziców i uznano, że powinnam mieć regularne wizyty u psychiatry. Mieszkałam wtedy w Japonii, gdzie się przeprowadziła. Gdy byłyśmy na skrzyżowaniu, jakiś pijak za kółkiem wjechał w nasz samochód, który po przewrotce uderzył w drzewo. Ciocia zmarła na miejscu, a ja na tydzień zapadłam w śpiączkę. Gdy się obudziłam miałam amnezję i nowego przyjaciela. Zapomniałam praktycznie wszystko poza małymi wyjątkami, których w głębi serca też chciałabym nie pamiętać. Dalej dom dziecka. Po pół roku aktywowały się moje moce i wywołało piekło. Dobrze pamiętam zachowanie innych dzieci. Nie dość, że byłam najmłodsza to jeszcze miałam moce, które ledwo kontrolowałam. Oczywiście opiekunkom nikt nie wierzył w to,że mam mistyczne moce, dając mi taryfę ulgową przez śmierć krewnych. Przez to byłam zawsze pierwsza do zastępczych rodzin. Łącznie było ich z 27 w jakieś cztery miesiące, nie licząc Johnsona, ale on nie był zastępczym ojczymem, jak wszystkim się zdawało. On był katem. Odpędziłam od siebie to wspomnienie. Schodząc po schodach pożarowych przeklinałam to, że w ogóle do tego wróciłam. Westchnęłam przywołując motocykl za pomocą pilota. Już po chwili moje cacuszko zatrzymało się przede mną. Wsiadłam zakładając kask i ruszyłam. Za bardzo wracam wspomnieniami w wstecz. Przeszłość powinna zostać z tyłu. Razem ze wszystkim innym co już minęło. To nieważne, a już na pewno NIE aktualne. Nawet nie wiem kiedy dotarłam do domu i zaparkowałam w garażu. Zostawiłam kask i weszłam bocznym wejściem. Mimowolnie zatrzymałam się słysząc jakiś hałas w salonie. Włamanie? Znowu? Dopiero teraz przypomniało mi sie po co w ogóle wracałam do domu. Muszę załatwić sobie jakiś nowy system alarmowy. Weszłam do salonu i zamarłam. To niemożliwe...
Sayuri-Lukas.-szepnęłam nie mogąc się powstrzymać. On jest ostatnią osobą, której się tu spodziewałam. Chłopak siedział na kanapie przeglądając coś w laptopie. Gdy tylko mnie usłyszał wstał i odwrócił się w moim kierunku. Nawet nie próbował ukryć zdziwienia na mój strój.
Lukas-Gdy nie otworzyłaś, a po wejściu zobaczyłem, że cię nie ma obstawiałem, że znów poszłaś na imprezę, za co bym cię opieprzył. Teraz stwierdzam, że wolałbym byś była pijana jak zwykle po tych swoich "imprezach". Wytłumaczysz się?-mówił spokojnie dokładnie mnie lustrując. Łał. Spodziewałam się krzyku. Westchnęłam. Lukas to jedyna osoba, której ufam w 100%. Był pierwszą osobą, którą poznałam w Zabójcach, a nawet wcześniej. To właśnie on wybrał mój pseudonim. Ma dziewiętnaście lat, lecz mimo to zawsze(przeważnie) się dogadywaliśmy. Jest moim przyjaciele.Był też moim pierwszym chłopakiem, ale to już nam nie wyszło.
Sayuri-Liga mnie namierzyła. Za długo by wyjaśniać. W skrócie. Zachowałam się jak idiotka i tak jak przewidziałeś nie mogłam stać w miejscu. Jakimś sposobem wpadli na mój ślad i dali wybór. Albo dołączę do tej przeklętej ekipy amatorów, albo mnie wydadzą.-mówiłam obojętnie, jakbym zdawała raport.
Lukas-A ty musiałaś się zgodzić?!-spytał już lekko wściekły.
Sayuri-Pojawił się Don i...-na to imię chłopak westchnął znów siadając.
Lukas-Znowu on. Przerwałaś rutynę. Prawda? Z reszta nie ważne. Chętnie wysłucham jakiego argumentu użył.
Sayuri-Ta drużyna to moja ostatnia szansa na zemstę. Za dużo czasu poświeciłam i za dużo... Nie mogę tak tego zostawić!-na te słowa Lukas wstał i do mnie podszedł.Delikatnie przejechał dłonią po moim policzku.
Lukas-Nie ważne. To twoje życie, a teraz idź się przebierz. Chce pogadać z Mari.-ostatnie zdanie powiedział z ironią. Dobrze wie, że wolę kiedy Sayuri i Mari traktuje się jako dwie osoby. Nawet jeśli obydwie są mną. Poszłam na górę i po pięciu minutach wróciłam ubrana w czarne leginsy, za długą fioletową koszulkę na grubych ramiączkach i w białych skarpetkach. Do tego włosy upięłam w luźny kucyk. Podeszłam do bruneta siadając obok niego. Cisza, która nastała jest cholernie wkurzająca. Zwłaszcza w takim momencie.
Mari-Nic nie powiesz?-spytałam przerywając ją.
Lukas-Mam zadanie w okolicy. Nie za bardzo uśmiecha mi się motel więc pomyślałem, że puki co mogłabyś mnie przenocować.-mówił jakby nie pamiętał, że dołączyłam do Ligi.
Mari-Jasne. Możesz tu zostać jak długo chcesz. Szczerze mówiąc na twój widok nastawiłam się na wrzaski, rzucanie talerzami i tym podobne.
Lukas-I tak nie zmienisz zdania. Rób co chcesz. Ja poczekam i w końcu powiem ci "A nie mówiłem".-powiedział pewnym siebie tonem głosu. -Jak ci idzie?-spytał po dłuższej chwili milczenia.
Mari-Nieźle. Na ostatniej misji pokazałam klasę ratując ich i zdobywając ważne informację, po za tym chyba ich zniechęciłam do siebie. No właśnie. Byłam dla nich wredna i to najbardziej jak się dało. Zachowywałam się jakbym była najlepsza, obrażałam ich, a na zakończenie nazwałam idiotami, a oni i tak zrobili mi dzisiaj imprezę niespodziankę.Albo są bardziej naiwni niż myślałam, albo rzeczywiście są idiotami.-powiedziałam z lekkim uśmiechem.
Lukas-Ta impreza pewnie fatalnie się skończyła znając życie.-odpowiedział lekko rozbawiony. Lukas zna mnie na wylot więc wie jak to mogło się skończyć.
Mari-Próbowałam być miła, ale kiepsko mi wyszło. Twój telefon okazał się być zbawieniem.
Lukas-Wiedzą o twoich wyjątkowych talentach i gdzie się szkoliłaś?
Mari-Nie. Wyjątkowych talentów jak to świetnie ująłeś i tak nie będę używać, a co do mojego szkolenia... To nie ich biznes.-odpowiedziałam pewnie.
Lukas-Nic się nie zmieniłaś.
Mari-Gdybym się zmieniła stałabym się nudna.
Lukas-Jak uważasz. Ja idę się już położyć.-mówiąc to wstał i zmierzwił mi włosy jak małemu dziecku po czym poszedł na górę zabierając swój laptop. Westchnęłam chwilę siedząc w milczeniu, lecz w końcu zrobiłam to samo. Czas choć trochę się wyspać.

*******************************
Gotham, Następny Dzień, 22:00
***************************

Zeszłam na dół widząc, że Lukas jest w swoim stroju. 


Stałam dokładnie mu się przyglądając. On zresztą też mi się przygląda. Obydwoje jesteśmy w swoich służbowych strojach, tyle, że tym razem nie idziemy na tą samą misję. 
Sayuri-Nie mogę się przyzwyczaić, że nie idziemy na to samo zadanie, Loki.-ostatnie słowo dokładnie zaakcentowałam. Dobrze wiem, że nie lubi tego pseudonimu. Sama mu go wybrałam, a sześciolatki rzadko miewają w głowie bardziej złowieszcze ksywy. 
Loki-Nie znoszę tej nazwy i dziw, że jej nie zmieniłem.
Sayuri-Po prostu masz do niej za duży sentyment. Z drugiej strony powinieneś nosić maskę zamiast zasłaniać jedynie pół twarzy.
Loki-Puki co nikt kto mnie spotkał nie przeżył, a nawet jeśli to i tak się nie skapnął. Poza tym. Nawet jeśli mnie rozpoznają do nic nie mogą mi zrobić. I tak na co dzień ryzykuje życie, a nikogo bliskiego nie mam. To znaczy poza tobą, ale akurat jeśli chodzi o ciebie to nie mam o co się martwić.-powiedział zupełnie poważnie patrząc z lekkim uśmiechem na podłogę i dopiero przy ostatnim zdaniu spojrzał na mnie. Odwzajemniłam uśmiech.
Sayuri-Rób jak chcesz bylebyś nie dał się zabić. Pamiętaj, że by się zbytnio nie forsować i nie ryzykuj za bardzo. Nie daj się złapać, pamiętaj o kamerach czujnikach ciepła i ruchu oraz...-nim zdążyłam dokończyć chłopak zatkał mi usta ręką, którą po chwili zabrał.
Lukas-Siedzę w tym dłużej niż ty i nie jestem idiotą. Nie musisz mnie pouczać, ani się o mnie martwić. Z resztą to ty powinnaś uważać. -powiedział po czym delikatnie przejechał dłonią po moim policzku.-Nie daj się zabić.-powiedział prawie słyszalnie. 
Sayuri-Obiecuje.-odpowiedziałam z uśmiechem nie odrywając od niego wzroku. 

C.D.N.

Znów piszę po nocach i znów brakuje mi czasu na poprawki. 
No cóż. Jak widzicie to opowiadanie podzieliłam na dwie części, bo gdybym chciała wszystko zawrzeć w jednej części za długo musielibyście czekać. 
Już jutro, a raczej dzisiaj biorę się za kolejną część tylko muszę się trochę wyspać by to miało ręce i nogi. 
Czekam na komentarz. Najbardziej liczę na Wasze zdanie odnośnie pseudonimu Lukasa czyli "Loki". Jeśli chcielibyście go zmienić to jestem otwarta na propozycję. 
Coś jeszcze?
Przypominam, że można dodawać komentarze anonimowo.
Skąd ta opcja?
Z doświadczenia wiem, że nie każdy zakłada konta, a potem nawet jeśli chce to nie może opublikować swojego zdania. Jeśli jednak ktoś ma do mnie jakąś sprawę, którą wolałby omówić w "cztery oczy" to tutaj mój adres e-mail: scarlett.blog@interia.pl.

UWAGA!
Jeśli ktoś chciałby by jego postać pojawiła się w opowiadaniach proszę o zgłaszanie propozycji w komentarzach lub w wiadomości e-mail. 
Jeśli ktoś ma taką chęć proszę o podanie następujących informacji:
Imię, Pseudonim, Wiek, Historia, Przynależność(czyli czy jest zły czy dobry i do jakiej organizacji należy), Zdolności, Moce, Przyjaciele, Rodzina i co dana postać ma wnieść do historii i jaką role odegrać oraz jej wygląd(najlepiej jakiś obrazek).
Czekam na wasze propozycję! 


poniedziałek, 5 stycznia 2015

Pierwsza Misja

"Walka jest wychowawczynią Wolności"
Fryderyk Nietzsche

Nie wiem ile tak lecieliśmy nim wylądowaliśmy na jakimś kompletnym odludziu w bezpiecznej odległości od bazy Cieni. Według planu, który omówiliśmy w statku, mamy się rozdzielić. Ja z Czerwoną Strzałą i Nightwing'iem mamy zhakować system i wydobyć wszystkie istotne informacje. Reszta ma odwrócić uwagę wroga i... z resztą nie słuchałam. Wystarczy mi, że wiem co ja mam zrobić i niech reszta martwi się o siebie.
Wodnik-Wszyscy wiedzą co mają robić?-na to pytanie przytaknęliśmy i rozdzieliliśmy się. Mimowolnie ziewnęłam. Brak snu daje o sobie znać. Gdy tylko to zadanie się skończy będę musiała się porządnie wyspać.
Nightwing-Zła noc czy po prostu to zadanie wydaje ci się nudne?-szepnął gdy zakradaliśmy się. Czy mi się wydaję czy wyczulam w jego głosie kpinę?
Sayuri-Zła noc i wy mnie nudzicie. Misja sama w sobie jest całkiem ciekawa.-odszepnęłam wychodząc na przód.-A może być nawet bardziej.-dodałam gdy omal nie wpadliśmy na patrol. Dostanie się do budynku będzie trudniejsze niż myślałam. Za dużo strażników, by się między nimi przedostać, a zranienie jednego wywoła alarm włączony przez resztę. Odwracanie uwagi wychodzi tej ekipie beznadziejnie. Czy oni wiedzą co to znaczy?
Czerwona Strzała- Jakieś pomysły?-mówił zachowując największą ciszę jaką sie da. Z resztą cała nasza trójka ciągle to robi.
Nightwing, Sayuri- Możemy...-zaczęliśmy oboje, lecz szybko zamilkliśmy.
Nightwing-Masz swoje pięć minut.-powiedział ustępując.
Sayuri-Możemy dostać się od tyłu przez zsyp na śmieci. Z tego co zauważyłam worki są dwa razy mniejsze od wymiarów zsypu więc z łatwością się przeciśniemy, a potem się coś wymyśli i nastąpi pięć minut Nightwing'a.- mówiąc to wskazałam na zsyp śmieci, z którego wyleciał worek, który od razu wpadł do dużego kontenera na śmieci. Zsyp ciągnie się parę metrów w górę, a następnie skręca w ścianę budynku i tam zapewne ciągnie się aż do jednego z głównych korytarzy. Gdy tylko wyjdziemy trzeba będzie znaleźć dalszą drogę. Ale to potem.
Nightwing- Byśmy tylko tego nie żałowali.-mruknął bardziej do siebie niż do mnie. Westchnęłam i nic już nie mówiłam. Gdybym mogła wykonać tą misję sama, już byłabym w środku i kończyła. Odsunęłam od siebie te myśl. Już po chwili byliśmy przy kontenerze. Najpierw wszedł Czerwona Strzała, potem Nightwing, a następnie ja. Przez śliskie ściany wejście na górę było kłopotliwe, ale w końcu weszliśmy w część znajdującą się w budynku. Po cholerę pozwoliłam by to oni szli przede mną. Jak można aż tak strasznie się wlec. Po jakimś czasie zatrzymaliśmy się by Nightwing mógł zhakować ich system i zapętlić czujniki ciepła, ruchu i monitoring. Na szczęście o wiele szybciej poszło nam dostanie się do szybu wentylacyjnego. Teraz dzięki pobranym przez bruneta mapom wystarczy dostać się do pokoju z komputerem i nasza część załatwiona. Przechodząc dokładnie przyglądałam się pokojom nad którymi przechodziliśmy przez szczelin klapek wentylacyjnych. Czy jak one się nazywają. W końcu udało nam się dotrzeć do odpowiedniego miejsca gdzie krzyżowały się ze sobą dwa szyby. Niestety mieliśmy pecha. Ktoś jest przy komputerze.Nawet jeśli zapętlimy nagranie z kamer w pomieszczeniu, to jeden członek Cieni wystarczy by włączyć alarm. Spojrzałam na chłopaków, którzy wymienili ze sobą spojrzenia.
Czerwona Strzała-Dlaczego Marsjanka nie może się z tobą połączyć?-spytał szeptem na co wzruszyłam ramionami. A co ja znawca Marsjan by wiedzieć takie rzeczy? Oczywiście mogłabym mu coś odpowiedzieć ale zrezygnowałam. Wszczynanie kłótni w środku misji nie przyniesie mi nic dobrego. Wręcz przeciwnie.
Sayuri-Ktoś miał odwrócić uwagę.-mruknęłam ledwo słyszalnie bardziej do siebie niż do nich. Dopiero po chwili członek Cieni odebrał jakiś komunikat, którego niedosłyszałam. Miałam nadzieję, że wyjdzie, lecz nadzieja matką głupich. Kryminalista wstał jedynie na chwilę by zamknąć na klucz drzwi i wrócił na swoje miejsce. Robi się coraz lepiej. Czerwona Strzała wyjął jedną ze strzał i mimo małej przestrzeni bezbłędnie trafił tuż obok przestępcy. Na początku nie za bardzo wiedziałam o co chodzi, jednak wszystko stało się jasne gdy z boku strzały zaczął wydobywać się dym, który uśpił przeciwnika.  Oczywiście nagrania szybko zostały zapętlone. Zeskoczyliśmy na dół, a Nightwing zajął się kradzieżą informacji. Bo jak inaczej to nazwać? Czerwona Strzała natomiast związał przestępce, a ja skoro i tak nie mam nic do roboty obserwowałam poczynania bruneta, którego chyba moja obecność trochę wkurza.Z resztą to i tak nieważne. Chce czy nie chce nie zamierzam brać jego opinii pod uwagę. Tak samo jak zdania innych. Duży wybuch, który zapewne jest kilkadziesiąt metrów dalej przypomniał mi o walce, którą toczy reszta by odwrócić uwagę. Zignorowałam ten fakt, choć szczerze mówiąc o wiele bardziej wolałabym walczyć niż tu siedzieć.
Sayuri-Nie łatwiej byłoby  zgrać wszystko?-spytałam widząc jak szuka właściwego pliku.
Nightwing-Jak chcesz to możemy się zamienić.-warknął zaczynając pobieranie ważnych dla nas informacji.
Sayuri- Nie traciłbyś czasu na szukanie.-odpowiedziałam takim samym tonem.
Nightwing-Jak widzisz już znalazłem. Gdybym miał zacząć ściągać wszystko zajęło by to więcej czasu.- też mi wielki argument. Właściwy program i w parę sekund miałby kopie całego dysku. Już chciałam mu to powiedzieć jednak podszedł do nas Czerwonek.
Czerwona Strzała- Nie chciałbym wam przeszkadzać w tej uroczej pogawędce, ale mamy mało czasu więc się skupcie.- westchnęłam uspokajając się. To wkurzające gdy ktoś ma rację i to w tak oczywistej sprawie. Odeszłam od tej dwójki by nie przeszkadzać. Zamiast tego podeszłam do związanego przestępcy i ukucnęłam naprzeciwko niego.  Miał jakieś trzy może pięć sekund na reakcję nim dym zaczął się uwalniać. Dla wyszkolonej osoby wystarczy tyle by odrzucić broń lub chociaż się odsunąć. On natomiast na nią nie spojrzał. Nie przyjęli by do Cieni nikogo kto nie mógłby się ochronić, kogoś kto nawet by nie próbował zareagować. "Coś ty zrobił?" pomyślałam przechylając lekko głowę. Po czym spojrzałam w stronę biurka. Nic niezwykłego. Dopiero po chwili zauważyłam małą migająca czerwoną lampkę pod biurkiem. Bez słowa wyjaśnienia podeszłam do stolika i spojrzałam na nią. Czerwony przycisk od alarmu. Włączony.
Sayuri-Nim go uśpiłeś włączył alarm. Radzę sie pośpieszyć.- powiedziałam tonem nieznoszącym sprzeciwu. Jak mogłam tego wcześniej nie zauważyć?! Na szczęście Nightwing skończył pobierać pliki i już mieliśmy wychodzić gdy ktoś mocno uderzył w drzwi, które ledwo to przetrzymały. Chłopcy odruchowo stanęli w pozycji bojowej. Rozglądnęłam się. Małe pomieszczenie, a tam pewnie pełno członków Cieni. Walka z góry przegrana o czym pewnie chłopcy również wiedzą. Cała nasza trójka zaczęła rozglądać się za drogą ucieczki. Spojrzałam w górę na wejście do szybu wentylacyjnego. Weszłam na stół, a następnie się odbiłam by chwycić się krawędzi, a następnie podciągnąć. Ledwo udało mi się wejść, a zawiasy w drzwiach puściły i do środka weszli Sportsmaster, Cheshire i kilkunastu członków Cieni. Odruchowo zamknęłam klapę. Z tego co udało mi się zauważyć dopiero teraz moi towarzysze zauważyli, że zniknęłam. Powinni poćwiczyć. Czerwona Strzała napiął łuk celując jedną ze strzał w wrogów, a Nightwing wyjął dwa srebrne kije zakończone paralizatorem o ile się nie mylę. Trochę wyglądają jak pałki policyjne. Ostrożnie zaczęłam się przyglądać scenie rozgrywającej się na dole. Bezradność mnie denerwuję, ale walka byłaby bezcelowa. Jeszcze to sobie odbiję i to niedługo.
Sportsmaster-Kogo my tu mamy? Naprawdę myśleliście, że możecie się do nas włamać i się nie zorientujemy?-spytał z kpiną i wielką pewnością siebie. Z ochotą mu przywalę, ale to potem.
Cheshire- Idziecie z nami po dobroci czy wolicie skończyć jak wasi przyjaciele?-jak widać pewność siebie wymieszana z kpiną jest u nich rodzinna.
Nightwing-Wątpię byście dali im rade.
Sportsmaster-Przeceniasz ich. Padali jeden po drugim jak muchy.-powiedział jak zwykle pewny siebie, a w mojej głowie pojawiła się jedna myśl "Kłamie". Czerwona Strzała i Nightwing też chyba to zauważyli, bo nie zmienili swoich pozycji. W odpowiedzi Cheshire rzuciła w ich stronę gogle należące do Małego. Okej walka z pewnością była, ale wątpię by tamci rzeczywiście byli w tak złym stanie jak twierdzi kryminalistka. To, że Wally zgubił swoje gogle nic nie znaczy.
Czerwona Strzała- Sprytnie, ale wszyscy wiemy, że reszta ekipy jest w sali głównej. W całości.-powiedział jakby to była rzecz oczywista. Telepatia? Zapewne tak.
Sportsmaster- Skoro macie łączność z Marsjanką i resztą po z pewnością wiecie, że ich sytuacja jest beznadziejna, a może być jeszcze gorsza. Macie ostatnią szansę.- tym razem jego ton był stanowczy i nieznoszący sprzeciwu. "Żarty się skończyły" pomyślałam z kpiną myśląc, że Nightwing i Czerwona Strzała zaatakują, oni jednak opuścili broń bezsłownie się poddając. Nie wiem czy postąpili słusznie czy jak ostatni tchórze, których zapewne wyzwę od kretynów i to w najlepszym wypadku. Tak czy siak końcem końców zostali wyprowadzeni przez przestępców. Po zamknięciu drzwi odczekałam chwilę i zeskoczyłam podchodząc do komputera. Podłączyłam trzy pendrive i na wszystkie zgrałam całą zawartość dysku. Gdy tylko skończyłam wyjęłam je i schowałam. Długo się zejdzie? Wszystko zgrałam szybciej niż Nightwing parę plików, choć jest ode mnie lepszy jeśli chodzi o te wszystkie elektroniczne sprawy. Mimowolnie się uśmiechnęłam, jednak szybko odegnałam od siebie te myśli skupiając się na sprawach ważnych. Teraz trzeba uratować resztę i znaleźć jakieś wyjście. Pytanie brzmi  jak? Znowu weszłam do szybu. Dzięki zapętlonym odczytom używając tej drogi nie namierzą mnie. Tylko jak ja teraz mam ich znaleźć? Roy powiedział, że reszta jest w sali głównej, ale nawet jak się tam dostanę to będę mieć kupę roboty. Wątpię by kryminaliści od tak postanowili nas wypuścić. Oczywiście pokonanie ich to nie jest jakiś niewyobrażalnie niemożliwe zadanie, ale zajmie dużo czasu, a podczas walki mogę stracić kontrolę nad sytuacją. Lepiej będzie ich wziąć na spryt. Cholera. Planowanie nigdy nie szło mi zbyt dobrze. Najpierw znajdę resztę, a potem będę improwizować. Co może pójść nie tak? Mimowolnie uśmiechnęłam się z kpiną. Jakby nie patrzeć pójść nie tak może wszystko. Westchnęłam. Po cholerę się w to mieszałam? Don. To wszystko jego wina. Zatrzymałam się widząc pode mną tylko jednego strażnika bez żadnego wsparcia, w dodatku jest ustawiony tyłem. Uśmiech znowu pojawił się na mojej twarzy. Mam cię. Wyskoczyłam na dół i nim strażnik zdążył się zorientować rozbroiłam go i rzuciłam nim o ścianę. Gdy tylko jego plecy walnęły o beton, a ciało bezwładnie opadł na podłogę podeszłam do niego i złapałam za ramiona mocno przyciskając go do ściany.
Sayuri- Fajna zabawa prawda? -mężczyzna spróbował coś odpowiedzieć, ale walnęłam nim o ścianę po czym kopnęłam kolanem w brzuch.Przybrałam jedną z moich wyćwiczonych min, która mówi "Rób co każę lub będziesz cierpiał"-Nie pozwoliłam ci mówić. Dobrze radzę współpracuj lub spotka cię coś potwornego. Jeśli myślisz, że Cienie specjalizują się w torturach to znaczy, że nie znasz moich metod. W najlepszym wypadku będę ci po kolei podpalała palce, a potem je cięła, a jeśli to nie wystarczy... No cóż. Masz jeszcze wiele innych organów w tym wewnętrznych. A uwierz. Będę umiała cię wypatroszyć jednocześnie nie pozbawiając życia. Jeśli chcesz ujść cało radzę ci odpowiedzieć za pierwszym razem. Gdzie przetrzymują młodych bohaterów? Gadaj!-warknęłam widząc, że mój zakładnik jest bliski narobienia w spodnie. Nowicjusz? Najpewniej tak, a to znaczy, że mam fuksa.
-Trzymają ich na poziomie 32 pod ziemią w specjalnej komorze, ale jest tam pełno strażników. Winda znajduję się na końcu tego korytarza.-powiedział najszybciej jak umiał. Wyjęłam jego krótkofalówkę i podłożyłam mu pod twarz.
Sayuri-Żebyśmy się dobrze zrozumieli. Wezwiesz tu całą ochronę, mówiąc, że są inni intruzi i potrzebny jest każdy kto może. Jeśli chociażby spróbujesz powiedzieć coś więcej sprawię, że będziesz mnie błagał o śmierć. -powiedziałam pewna siebie z wręcz diabelskim uśmiechem. Włączyłam nadajnik i dokładnie go obserwowałam.
-Na poziomie głównym w skrzydle zachodnim są intruzi. Potrzebne wsparcie i to jak najszybciej. Są uzbrojeni i niebezpieczni. Kod:..-nim zdążył coś więcej powiedzieć rozwaliłam krótkofalówkę, o jego głowę, a gdy to nie pomogło walnęłam nim jeszcze raz o ścianę tym razem na tyle mocno, że mężczyzna stracił przytomność. Zdjęłam mu maskę i dokładnie mu się przyjrzałam. Nie ma więcej niż dziewiętnaście lat. Nowicjusz. Westchnęłam i wrzuciłam go do schowka na szczotki, po czym znów wróciłam do szybu. Bądź co bądź puki co nie chce natrafić na żołnierzy. Gdy tylko znalazłam się przy windzie zaczekałam, aż wyszli i pobiegli w stronę "intruzów". Jest nawet Cheshire i Sportsmaster. Przynajmniej będę mieć ich z głowy. W ostatniej chwili przed zamknięciem wślizgnęłam się do małego pomieszczenia i wcisnęłam przycisk z numerem "-32". Winda w szybkim tępię zaczęła zjeżdżać. Ja w tym czasie zhakowałam system by po zatrzymaniu się drzwi jedynie sie otworzyły i nie dały zamknąć. Gdy wyświetlacz pokazał "-30" podskoczyłam zawieszając się przy suficie by do ostatniej chwili nikt mnie nie zauważył. Tak jak myślałam gdy winda się zatrzymała, a drzwi po dłuższej chwili wciąż nie chciały zamknąć do środka weszło trzech członków Cieni. Żadnemu nie przyszło do głowy by spojrzeć w górę. Gdy tylko się odwrócili zeskoczyłam i powaliłam każdego zabierając jednemu z nich komplet kluczy. Wyszłam i na szybkiego oceniłam sytuacje. Pięciu członków Cieni biegnie na mnie z mieczami, trzech stoi trochę dalej pilnując szklanej szyby oddzielającej ekipę tych pomagierów, którzy metalowymi uchwytami są przytwierdzeni do ściany.  W dodatku po prawej i lewej jest po trzech łuczników na różnej wysokości.Pierwsze co zrobiłam to rzuciłam jednym ze specjalnych kunai w jedyny komputer dzięki, któremu mogliby włączyć alarm, tym samym niszcząc każde inne urządzenie w tym pomieszczeniu, które było z nim połączone. Spojrzałam na napastników z uśmiechem. Dawno nie ćwiczyłam, ale z walka jest jak z jazdą na rowerze. Jeśli raz się jej nauczysz, nigdy nie zapomnisz. Pierwszych dwóch załatwiłam dość szybko z pomocą kunai. Zabrałam ich miecze i zabrał się za pozostałych. Ci są lepsi, na dodatek przeszkadzają mi strzały. Okej dłużej tak nie wytrzymam. Muszę najpierw załatwić łuczników, a dopiero wtedy zając się tymi na dole. Wbiłam miecze w ziemie, po czym zaczęłam biec w stronę jednego z mieczników zaciskając pieść. Myśląc, że chce zaserwować mu prawy sierpowy mężczyzna zatrzymał się co wykorzystałam podskakując i odbijając się od jego barków najmocniej jak umiem. Mimowolnie zamknęłam oczy i tak wiem, że nic nie zauważę i zdałam się na instynkt celując w łuczników.

-tak to wygląda
(tak, tak oglądam Naruto i jestem WIELKĄ fanką tego anime, a zwłaszcza Itachi'ego, więc ten ruch Mari dedykuje właśnie jemu jemu)

Wylądowałam z gracją na ziemi i dopiero teraz otworzyłam oczy z dumą zauważając, że trafiłam bezbłędnie ogłuszając przeciwników. Co prawda mogłabym ich zabić, ale nie mogę tego zrobić na oczach tych dzieciaków. Ciężkie rany jakie zadałam. powinny mi wystarczyć. Oczywiście nie miałam zbyt wiele czasu na rozmyślanie bo znowu zostałam zaatakowana. Zręcznie robiłam uniki przed mieczami i celnie kontratakowałam trafiając ostrzami w ich ręce i nogi. W końcu wszyscy padli, a ja podbiegłam do tamtych i pociągnęłam za wajchę przy szybie uwalniając ich. 
Sayuri-Sorry, że tak długo, ale strasznie trudno was znaleźć.-powiedziałam pewna siebie z kpiną i wyższością w głosie.- Lepiej już chodźmy. Jestem pewna, że już się skapnęli, że alarm był fałszywy.-dodałam widząc jak biorą swoją broń. 
Wodnik- Winda odpada. To będzie pierwsze miejsce do jakiego się skierują.
Mały Flash- Więc co teraz?- na to pytanie mimowolnie sięgnęłam do kieszeni gdzie jest komplet kluczy. Dopiero teraz zauważyłam breloczek z napisem "Hangar"
Sayuri-Polecam skierowanie się do hangaru, a następnie do statku Marsjanki.-powiedziałam rzucając kluczę do Wodnika. -Winda powinna nas tyle podwieźć.- jak powiedziałam tak zrobiliśmy. Gdy biegliśmy w kierunku windy wyjęłam z ziemi miecze, którymi ostatnio walczyłam. Katany. To przywołuje wspomnienia. Schowałam je do pochew i dałam jeden Małemu kiedy byliśmy już w windzie, a drugi przewiesiłam przez ramię na plecy.
Sayuri-Na pamiątkę. Ponoć je zbierasz.-powiedziałam z lekkim uśmiechem obserwując jak Nightwing ściąga rozmieszczenie pięter i wciska odpowiedni guzik.
Mały Flash-Ekstra. Ty też je zbierasz?-spytał wskazując na katanę na moich plecach. 
Sayuri- Nie. Ale to nasz pierwsza misja, więc jakaś pamiątka dla mnie powinna być. W dodatku zawsze gdy spojrzę na tą katanę, przypomnę sobie w jaki mistrzowski sposób wa uratowałam. Moja pomoc jednak była wam potrzebna.-wyższość i pewność siebie znowu wróciły do mojej postawy zastępując uprzejmość sprzed chwili. Nic już więcej nie mówiliśmy. W hangarze oczywiście było pary przestępców, ale szybko się z nimi rozprawiliśmy. Muszę przyznać, że ta ekipa jednak coś tam potrafi. Z hangaru, z którego "pożyczyliśmy" mały samolot(w którym Nightwing wyłączył zabezpieczenia), dostaliśmy się do miejsca gdzie był biostatek Megan, a nim już wróciliśmy do jaskini. Gdy tylko dotarliśmy przyszła pora na coś czego nigdy nie polubię. Składanie raportu. Nie znosiłam tego w Lidze Zabójców, nawet gdy byłam liderką całej organizacji. Teraz też tego nie cierpię. Nudne i to cholernie.
Batman-Dobra robota.-powiedział gdy jego pomagier dał mu pendrive. Westchnęłam i wyjęłam swojego rzucając Dickowi.
Sayuri-Cała baza danych Ligi Cieni. Może i jesteś lepszy w hakowaniu systemów i tym podobnych, ale jak ma się okazję poznać sekrety wroga, to trzeba to wykorzystać najlepiej jak się da. Do jutra.-powiedziałam po czym się odwróciłam i pewnie bym wyszła gdyby nie jego głos.
Nightwing-Gdzie się tego nauczyłaś?
Sayuri-Umiem całkiem wiele, więc musisz się sprecyzować.-mruknęłam z kpiną i wyższością. 
Nightwing- Tej sztuczki, dzięki której zestrzeliłaś tamtych łuczników. Tego nie da się od tak nauczyć w parę dni. Po tym co pokazałaś myślę, że trenujesz już od dłuższego czasu.-westchnęłam zrezygnowana. Może powinnam być choć trochę miła? Odwróciłam się do nich.
Sayuri-Ponieważ to była pierwsza misja i całkiem nieźle się na niej bawiłam w drodze wyjątku będę z wami szczera. Trenuje już od paru lat i miałam tylu nauczycieli i w tylu krajach byłam, że nie pamiętam gdzie się tego nauczyłam, ale sama opracowałam ten ruch. -powiedziałam z pewnością siebie.
Mały Flash-Nie wierzę. To znaczy tylko w to, że nie pamiętasz.-na to zdanie się uśmiechnęłam. Może nie są aż tak naiwni jak myślałam. Odwróciłam się i wpisałam kod do komputera przy zet tubie, do której weszłam.
Sayuri-Ciągle was nie lubię i do tego zaczynam sądzić, że jesteście idiotami.-powiedziałam sekundę przed teleportacja, znikając nim zdążyli odpowiedzieć. Tja.  Zapowiada się ciekawa i dłuuuga przygoda. Tylko czemu nie mogę przestać się uśmiechać?

Okej przyznaję. Nie chce mi się poprawiać i czytać tego, bo jest już po 03:30 rano. 
Widzicie jak się wykańczam dla Was?
Okej. Opowiadanie krótkie i może trochę beznadziejne, ale jest kiepska w opisywaniu misji. 
Postaram się nad tym popracować. 
Za błędy przepraszam, ale jestem już wykończona, a literki tańczą mi przed oczami i za pewne jak tak dalej pójdzie i ja będę miała omamy tak jak Mari. 
Kolejną część zacznę pisać jeszcze dziś wieczorem, może jutro. Kiedy dodam? Tego nie wiem nawet ja.
Czekam na komentarze, życzę miłego czytania, przepraszam za błędy i dziękuje za odwiedziny.

P.S.
To moje pierwsze opowiadanie w tym roku więc wstawiam parę obrazków :). 
Najpierw parę brokatowych:






(tłu.-"Kto powiedział, że trzeba skrzydeł do lotu?")
 (Mari z Lukasem po treningu w Lidze Zabójców. Już za niedługo w opowiadaniach będą krótkie retrospekcję w których postaram się streścić przeszłość Mari. Zaczynając od śmierci jej rodziców, a kończąc na przyjeździe do Gotham)

(-Nie mogłam się powstrzymać XD)

(Czy tylko mnie z tej perspektyw Liga wydaje się być straszna?)

(Bo muzykę, każdy kocha, a mieć własną kapele trzeba)

-do tego obrazka było parę innych, ale nie mogę ich znowu znaleźć :( 

(Mi się ten obrazek podoba, a Wam?)

(ten już pewnie wielu widziało, ale co szkodzi bym pokazała go jeszcze raz)

(członkowie Ligi. Wiem, wiem. Kreska nie ta i nie wszystko się zgadza ale może być.)

(Może mam coś nie tak pod sufitem, a może od braku snu mi odbija, ale ten obrazek mi się cholernie spodobał)

(coś czuję, że Dick też nie wie kiedy kolejna część moich opowiadań)

(Pierwsza misja, była, więc za niedługo muszę zrobić jakąś super-imprezę. Co sądzicie?)

(Wszyscy tacy poważni... Matko boska, postaram się o więcej humoru by ich ożywić. Co do wieku Dicka na tych zdjęciach, to nie miejcie mi za złe. Umówmy się, że to zdjęcia pamiątkowe!
Dick-Przyznaj się lepiej, że jesteś zbyt leniwa by lepiej poszukać zdjęć!
-Zamknij się, bo za którymś razem cię zabiję!
Ok. Zignorujcie wcześniejszą wymianę zdań...)

(No i zdjęcie z mentorami w tle)
(Nightwing bez maski)

(W wersji czerwonej)

(mina z jaką zazwyczaj reaguję na Sayuri)

(no a tutaj w akcji)


No i to na tyle :)
Do następnego !